Złe i dobre rzeczy…

Złe i dobre rzeczy…

Jestem w Japonii już ponad miesiąc i mam za sobą sporo różnych doświadczeń. Większość jest jak najbardziej pozytywna, jednak jak to w życiu, nie wszystko jest takie jak sobie wyobrażałam.

Zacznę od tych mniej pozytywnych rzeczy (oczywiście, żeby zakończyć tymi wspaniałymi!). Jestem po wycieczce do Fukuoki i dopiero teraz tak naprawdę zobaczyłam, jak bardzo miejsce, w którym mieszkam, różni się od reszty Japonii. Moja okolica jest typowo rolniczym terenem i mimo tego, że wszyscy pewnie myślą, że skoro Japonia, to pewnie wszystko świetnie rozwinięte, to wieś wszędzie wygląda bardzo podobnie. Ludzie są bardzo niepozbierani i mało im zależy na rzeczach, które dla ludzi z miasta są bardzo ważne (czystość, higiena, ubrania, prasowanie), co bywa dla mnie ciężkie. Wszyscy tutaj bardzo ciężko pracują, ale zauważyłam, że ludzie szanują siebie za ciężką pracę, a nie za efekt tej pracy. Ważniejsze jest ile czasu i jak ciężko pracujesz, a nie ile tą pracą uda ci się osiągnąć. Przez to ludzie robią wszystko według przepisu i bardzo bardzo dokładnie, nawet jeśli to nie jest tego warte. Z jednej strony dobrze, że nie są cwani i nie unikają ciężkiej pracy, ale z drugiej strony masz wrażenie, że nie ma w nich ani trochę innowacyjności, ani trochę sprytu. Bywa to czasem frustrujące, bo ja wiem jak zrobić coś szybciej i lepiej, ale wiem, że ich to nie interesuje, bo dla nich wartością jest to, że pracują długo. Na wsi ludzie mają specyficzną mentalność. Niby wszyscy mają te IPhony, ale ma się wrażenie, że bladego pojęcia o szerszym świecie nie mają. Są tak jakby 100 lat za miastem, jeśli chodzi o zwyczaje, zasady, tradycję i zachowanie. Kobieta jest matką, więc to ona odpowiada za cały dom, dzieci i nawet jeśli pracuje, to takiemu rolnikowi przez myśl nie przejdzie, żeby jej pomóc. Niestety chłopcy też tak myślą. Nie mają jeszcze pracy na polu, ale w domu nie pomogą, bo są chłopcami, od tego są przecież dziewczyny… Strasznie mnie to denerwuje, bo widzę, że moja japońska mama jest strasznie zmęczona i nie daje sobie ze wszystkim rady. W domu jest brudno, ale z tego co widzę, to chyba jest  normalne, bo nie próbują nawet ogarnąć jak przychodzą goście. Mojej mamy często nie ma w domu 2, a czasem 3 dni, więc musimy sobie radzić. Sklepy są dosyć daleko, a ja jeszcze nie orientuję się dobrze w okolicy (a nie mam telefonu), więc sama nie mogę nigdzie pójść/ pojechać. Z resztą nawet jakbym mogła, to nie mam gdzie, bo tutaj naprawdę nie ma zupełnie niczego.

Ze złych rzeczy, to najgorsza ze wszystkiego jest temperatura i wilgotność. Jako człowiek północy (ale takiej umiarkowanej) znoszę temperaturę do 25 stopni dobrze, a potem już coraz gorzej. W dzień, kiedy jestem w szkole codziennie temperatura przekracza 30 stopni i zazwyczaj dobija do 33-35 stopni. Wilgotność waha się między 75%-100%. Nie widziałam jeszcze, żeby temperatura spadła poniżej 25 stopni, nawet w środku nocy. W szkole nie ma klimatyzacji (co było zaskoczeniem dla wszystkich, więc nie mam pojęcia kto wybrał mi zawodówkę żywieniowo-rolniczą), więc jest czasem źle. Na szczęście moja szkolna pielegniarka bardzo mnie lubi, więc zawsze mogę do niej pójść, dzisiaj jak powiedziałam, że nie dam już rady i chyba jutro nie pójdę do szkoły, bo bardzo źle znoszę te temperatury, zmierzyła mi gorączkę i okazało się, że mam 38 stopni gorączki. Po godzinie w klimatyzowanym gabinecie moja temperatura była już w normie, co znaczy, że moje ciało nie jest w stanie się bronić przed taką pogodą przez tak długi czas. Niestety takie temperatury mają się utrzymać do końca października, więc jeszcze trochę pocierpię.

Widok z moje klasy

 

To już koniec negatywnych informacji!

Ogólnie rzecz biorąc to jestem zadowolona, mimo że czasem nie ma co jeść, to już przyzwyczaiłam się do jedzenia ryżu z wodą, więc z pewnością przeżyję ten rok.

Moi rówieśnicy

 

Ostatnia wizyta w Fukuoce, była świetna. Spotkałam się z moją nauczycielką japońskiego z Polski (Azusa jest Japonką, pochodzi z Fukuoki, ale od 4 lat mieszka w Polsce) i spędziłyśmy razem dwa świetne dni. Fajnie było usłyszeć parę polskich słów na obczyźnie. Pokazała mi miasto, wzięła mnie na super kolację, a następnego dnia pojechałyśmy do najbardziej znanej świątyni w Fukuoce, czyli do Dajzafu.

Wycieczka do Fukuoki

 

Na miejscu wypożyczyłyśmy kimona (strasznie drogo!) i poszłyśmy zwiedzić świątynię. Było okropnie gorąco, jeszcze w dodatku w tym kimonie, ale jakoś dałam radę. Jedyny problem był taki, że chińskie wycieczki traktowały nas jak wystrój wnętrza i w pewnym momencie przez ponad 40 minut robili sobie z nami zdjęcia, mysląc, że jesteśmy czymś w rodzaju  dodatkowej atrakcji, którą oferuje ta świątynia. Nie rozumieli ani po japońsku, ani po angielsku, więc nie dało się im wyjaśnić, ze jesteśmy tutaj żeby pozwiedzać. Nawet w pewnym momencie zaczęli nas trochę szarpać, bo tyle ludzi chciało zdjęcie, że my już nie nadążałyśmy. Ale poza tym drobnym incydentem było świetnie. Mimo, że sam autobus kosztował mnie więcej niż wynosi moje miesieczne kieszonkowe, to nie żałuję. To był bardzo fajny wyjazd.

Wycieczka do Fukuoki

 

Mam za sobą też festiwal miejski, który pomagałam organizować. Należę do grupy MOJOCA, która zajmuje sie PR mojego małego miasteczka i tak się składa, że są w niej same kobiety. Pomagałam przygotowywać dekorację i w dniu festiwalu byłam w informacji (chodziło o to, że było to najbardziej wyeksponowane stanowisko, a MOJOCA chciała się mną pochwalić).

Mojoca – organizacja festiwalu

 

Było super, a pod koniec (nie taki znowu koniec, bo to trwało 2 godziny), wszystkie organizacje tańczyły taniec tego miasta. Przez dwie godziny chodziliśmy po ulicach tańcząc i śpiewając do „hymnu” Minamisatsumy.

Festiwal miejski

Było bardzo śmiesznie, bo tylko kilka osób umiało to dobrze zatańczyć. Ja na początku głównie do wszystkich machałam, bo w tym mieście jestem jedyną „nie-japonką”, więc wszyscy mnie rozpoznają i do mnie machają.

Miejski taniec

 

To na razie wszystko co mam do napisania tutaj.

Gdyby ktoś był zainteresowany szczegółami, to zapraszam na mojego bloga  – http://tocreateabetterfuture.blog.pl –  co prawda opowiada głównie o moim życiu wewnętrznym, ale jest dużo zdjeć, więc myślę, że jak kogoś interesuje Japonia, albo tym bardziej życie wewnętrzne studenta na wymianie, to warto przeczytać chociaż część.

 

 

Więcej relacji tej osoby: