Gdy zaprezentowałem mój kraj na forum klubu wszyscy byli zachwyceni …

Gdy zaprezentowałem mój kraj na forum klubu wszyscy byli zachwyceni …

 

Niedawno minęły 3 miesiące od chwili kiedy wyleciałem z Warszawy na podbój Stanów Zjednoczonych. Wciąż pamiętam, kiedy przechodząc przez lotnisko JFK w Nowym Jorku w oknie zobaczyłem pierwszy raz charakterystyczną dla tego kraju sygnalizacje świetlną na przejściu dla pieszych. W tym momencie zorientowałem się, gdzie ja właśnie się znalazłem.

 

Muszę powiedzieć, że pomimo 2 godzin czasu pomiędzy lotami ledwo zdążyłem wejść do drugiego samolotu. Wynikało to z tego, jakim dużym lotniskiem jest JFK i jakie długie są tam kolejki przez poszczególne punkty. Mówię dosłownie, po sprawdzeniu mojego bagażu biegłem do bramki na której było napisane „closing”. W Syracuse po 14 godzinach zostałem przywitany przez mojego counselora, który wraz z żoną czekał na mnie  z plakatem „Welcome Marceli!”.

 

Po krótkim przywitaniu zabrali mnie do miasteczka w którym dotąd mieszkam. Nazywa się ono Whitney Point, znajduje się w centralnej części stanu Nowy Jork i liczy jakieś 4 tyś. mieszkańców, więc nie dużo. Mimo to, jest urokliwym miejscem położonym obok jeziora, otoczone niewielkimi górami.

 

 

Bardzo lubię swoją host rodzinę, wszyscy jej członkowie są miłymi osobami i wcale się nie kłócimy. Rodzice bardzo troskliwi i mimo, że czasami nie pozwalają mi na niektóre wyjścia to wiem, że oni znają lepiej ludzi, którzy tu mieszkają i przyjmuje ich decyzje z pokorą. Starają mi się pokazać  i spróbować jak najwięcej. Między innymi zabrali mnie na mecz baseball’a, futbolu amerykańskiego i hokeja, ale również spędziliśmy miło czas w ich domku letniskowym.

 

Jeśli chodzi o szkołę, to różni się ona nieco tutaj. Przed rozpoczęciem roku wybiera się przedmioty na jakie chce się uczęszczać. Obowiązkowe jest, aby wziąć j.angielski i matematykę, oprócz tych 2 przedmiotów mamy do wyboru szeroką gamę klas. W moim przypadku plan składa się oczywiście  z matematyki i j.angielskiego, ale również ekonomii, gotowania, zdrowia i historii Stanów Zjednoczonych. Lekcje trwają 40 minut każda, a przerwy niestety tylko 4 minuty, co sprawia ,że nie czasu na nic innego poza przejściem z jednej klasy do drugiej. W zamian każdy uczeń ma w swoim  planie coś pokroju godziny świetlicy, na której gospodaruje się czas według własnych potrzeb.

Jedną z dziwniejszych rzeczy jakie zaobserwowałem w amerykańskiej szkole jest fakt ,że jeśli chcesz iść gdziekolwiek w czasie rwania lekcji musisz poprosić nauczyciela o wypisanie takiej zielonej karteczki, na której masz napisane gdzie idziesz i o której godzinie, a wracając musisz ponownie to zrobić.

Sama szkoła jest trochę jak te znane z filmów: bale (tzw. Prom), szafki, drużyna cheerleaderek i zawodnicy futbolu amerykańskiego, którzy traktowani są trochę jak gwiazdy, co mówiąc szczerze jest trochę irytujące, kiedy widzisz ich na szkolnych korytarzach, afiszujących się w swoich sportowych koszulkach, przy bilansie 15 porażek 1 wygrana. Szkoła oferuje mnóstwo dodatkowych zajęć i sportów. Ja, wybrałem klub obcego języka, na którym np. robimy wycieczkę po restauracjach serwujących dania z różnych krajów(również polskiej).

Gdy zaprezentowałem mój kraj na forum klubu wszyscy byli zachwyceni  i wyrazili chęć przyjazdu do Polski. Jeśli chodzi o sporty wybrałem „soccer”. Jako, że gram w nią od dobrych 8 lat, to byłem swego rodzaju gwiazdą w drużynie i uzyskałem pseudonim „God of soccer”. Do szkolnych sportów w USA podchodzą bardzo profesjonalnie, ponieważ sportowcy otrzymują koszulki, dresy oraz oprawę cheerleaderek. Ponadto na mecze przychodzi całkiem dużo kibiców, co sprawiało, że strzelając bramki miałem ciarki, jak wszyscy krzyczeli moje imię.

 

Na moim pierwszym spotkaniu z innymi studentami na wymianie, poznałem naprawdę fantastycznych ludzi pochodzących z każdego zakątka świata, od Tajwanu, przez Szwajcarię, do Brazylii. Słuchając każdej z tych osób odkrywa się dużo różnych ciekawych faktów o poszczególnych krajach i spędzanie czasu z takimi osobami to czysta przyjemność. Mamy założoną konwersacje na której każdy wymienia się swoimi przeżyciami, przemyśleniami i powiem szczerze jest to czasami bardzo zabawne, kiedy Meksykanie i Brazylijczycy są podekscytowani, bo zobaczyli pierwszy raz śnieg, albo wszyscy przyznają się ile przytyli podczas pobytu w USA.

 

Wraz z tymi ludźmi pojechałem na wycieczkę do Nowego Jorku. Było to jedno z moich marzeń, aby zobaczyć i zwiedzić „miasto, które nigdy nie śpi”. Wciąż pamiętam ten klimat, kiedy wjeżdżaliśmy słuchając i śpiewając piosenkę „Empire state of mind”, tego nie da się powtórzyć w żadnym innymi miejscu na ziemi. Wszyscy wychodząc z autobusu nie wierzyli w to co się działo i momentalnie wszystkich opanował szał na robienie zdjęć.

 

 

Zwiedziliśmy dużą część charakterystycznych miejsc w Nowym Jorku, takich jak Empire State Building, Central Park, Statua Wolności, czy Times Square. Wycieczka była naprawdę wyczerpująca, bo przez 3 dni, codziennie byliśmy na nogach od 7 rano do 11 w nocy, ale było warto.

 

 

Podsumowując, jestem w USA i staram się wykorzystać w 100% mój czas. Mimo, że jest mi trochę tęskno do ojczyzny, to spełniając moje marzenia tutaj, co zajmuje większość czasu, zapominam o wszystkim innym.

Pozdrawiam zza oceanu…

 

 

Więcej relacji tej osoby: