Zaczęła się przygoda mojego życia…

Zaczęła się przygoda mojego życia…

Jestem w Meksyku, a dokładniej w Ensenadzie już 2 tygodnie. Jest to nieduże, ale za to piękne miasto, które liczy około 500 tys. mieszkańców.

 

 

A jak zaczęła się przygoda mojego życia?

Pewnego dnia tata zaproponował mi, żebym pojechała na roczną wymianę do  innego kraju. Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy w tamtym momencie, to że oszalał. Jak mam wyjechać na rok i zostawić całe moje dotychczasowe życie?! Jednak moja rodzina namawiała mnie, żebym spróbowała. Po ponad tygodniu namysłu zdecydowałam, że wyjeżdżam.

Teraz pozostało pytanie: dokąd jechać? Oczywiście najpierw na myśl przyszły mi Stany Zjednoczone, jednak tego wszyscy mi odradzali. Cały czas słyszałam tylko: „Stany są nudne”, „wybierz jakiś bardziej egzotyczny kraj, do którego może nigdy nie pojedziesz”. Tak więc po długich rozmowach z dziewczyną z Meksyku, która przyjechała na wymianę do Krakowa, zdecydowałam. Wybieram Meksyk!!! Nie wiedziałam czy jest to dobra decyzja, ale przecież „Do odważnych świat należy”.

Gdy oznajmiłam moim znajomym, że wyjeżdżam i to w dodatku na cały rok, myśleli, że zwariowałam. Kiedy usłyszeli, że jadę do Meksyku, był to już dla nich całkowity koniec świata.

Po około 9 miesiącach wypełniania wszelkich potrzebnych dokumentów,  w końcu nadszedł ten dzień – 14 sierpnia. W dniu wylotu czułam wszystkie możliwe emocje, jednak ekscytacja i zdenerwowanie zdecydowanie dominowały.

Przez całą drogę zastanawiałam się „jak to będzie?”, „Czy rodzina mnie polubi?”, „Czy to na pewno był dobry wybór?”. Po 18-o godzinnej podróży z Krakowa do San Diego nareszcie stanęłam na Amerykańskiej ziemi. Po wyjściu z lotniska zobaczyłam moją host-rodzinę oraz członków Rotary, którzy mnie bardzo ciepło powitali. W tym momencie wszystkie zmartwienia zniknęły.

 

 

Mimo, że byłam zmęczona podróżą z mojej twarzy nie znikał uśmiech.

 

Rodzina od razu zabrała mnie do meksykańskiej restauracji, w której zjadłam moje pierwsze w życiu prawdziwe TACO. Po obiedzie pojechałam do hotelu w Tijuanie, gdzie przez kolejne dwa dni zjeżdżali się wszyscy uczestnicy wymiany. 16 sierpnia wreszcie pojechaliśmy do Ensenady, na obóz orientacyjny.

Od razu po przyjeździe zabrali nam telefony. Wszyscy byli oburzeni tym faktem, no bo jak to można żyć bez telefonu. Jednak właśnie dzięki temu, wszyscy w tak krótkim czasie się zintegrowaliśmy. Spędziłam tam najlepszy czas z tymi ludźmi, kąpiąc się w basenie, bawiąc się i tańcząc do rana.  Niestety po 3 dniach obóz się skończył i wszyscy rozjechali się do swoich miast.

 

    

 

 

Szkoła w Meksyku zaczęła się już 6 sierpnia, dlatego na następny dzień po przyjeździe do rodziny musiałam rano iść do szkoły. Bardzo się stresowałam, czy się odnajdę i czy zaakceptują mnie osoby w nowej szkole. Ten stres był całkowicie niepotrzebny, ponieważ wszyscy od razu mnie polubili i zaczęli ze mną rozmawiać. Niestety mój hiszpański nie jest zbyt dobry, ponieważ przed wymianą nigdy się go nie uczyłam, co jest niewielką bariera w rozmowie z osobami, które nie mówią po angielsku.

Jestem w szkole jeszcze z dwoma innymi wymieńcami, tak wiem, to słowo jest okropne, a w moim mieście jest 11 osób z wymiany. Jak każda osoba z wymiany, chodzę tutaj do prywatnej szkoły, w której jest około 200 uczniów. Jest mała w porównaniu do mojej szkoły w Polsce. Wszystko oprócz sal lekcyjnych znajduje się na zewnątrz, ponieważ cały rok jest tutaj ciepło,  a przynajmniej mam taką nadzieję. Każdy uczeń nosi mundurek, który składa się z dżinsów i koszulki z logo szkoły.

 

 

 

Na koniec dodam, że kuchnia meksykańska jest przepyszna!

Z tego, co dotychczas jadłam najbardziej smakowała mi paella czyt. Paeja (żółty ryż z przyprawami, papryką i owocami morza), quesadilla (kukurydziana tortilla z roztopionym serem) oraz owoce, które smakują zupełnie inaczej niż te w Polsce (np. mango jest dużo słodsze). Wszystkie potrawy są ostre. Niestety należę do osób, które nie lubią ostrych potraw, dlatego moja host-mama dodaje ich bardzo mało, lub dodaje je dopiero, kiedy nałoży mi już moją porcję.
Muszę także przyznać, że porcje mają tu ogromne. W Meksyku na pewno nie umrzecie z głodu!

 

Gdyby ktoś miał jakieś pytania, można śmiało napisać do mnie na Facebooku: https://www.facebook.com/gabriela.kisielewska.9 (Gabrysia Kisielewska).

 

 

 

Więcej relacji tej osoby: