Za mną już 46 dni …

Za mną już 46 dni …

 

Przylot: 13 sierpnia 2019

Pierwsze spotkanie RC Towanda: 21 sierpnia 2019

Początek roku szkolnego: 22 sierpnia 2019

Przedmioty:

Dzień A: WF, Angielski (IV) literatura, Pianino II, Nowoczesna Historia i Ekonomia

Dzień B: Francuski II, Rozszerzona Statystyka (matematyka); Gaming, Programowanie i Robotyka; Wprowadzenie do biznesu.

 

Towanda area Junior/Senior High School

Szkoła jest inna, mój dzień wygląda całkowicie inaczej niż w Polsce. Nasz plan składa się z dwóch dni – A i B. Są one naprzemiennie i nie są przypisane do danego dnia tygodnia.

Codziennie rano o 7:00 mam przyjemność jechać prawdziwym amerykańskim i, co najważniejsze, żółtym school bus. Szkołę zaczynamy o 8, ale już o 7:45 można wejść do swojego homeroomu. Homeroom to taka świetlica i, powiedzmy, pierwsze zajęcia na których mamy czas by np. zrobić prace domowe albo spotkać się z nauczycielami, jeżeli czegoś potrzebujemy. Trwa 30 minut od 8:00 i gdy dzwoni dzwonek mamy 4(!) minuty by udać się na następne zajęcia. Tylko jedna przerwa jest długa i nazywa się Lunch&Learn (lunch i nauka). Trwa godzinę i mamy wtedy czas na dokończenie prac domowych i zaangażowanie się w jedną z wielu aktywności, które dostępne są w trakcie tej przerwy. Szkoła jest duża (jak na polskie standardy) i bardzo nowoczesna.

Mamy 700 uczniów w naszej placówce która obejmuje klasy 7-12. Mnie przydzielili do 12 klasy ze względu na mój wiek. Jedną z rzeczy, o których muszę wspomnieć, jest organizacja. Nigdzie nie widziałem tak dobrze zorganizowanej żadnej placówki. Każdy z „obsługi” szkoły wie dokładnie gdzie dany uczeń jest. Wszystko to dzięki systemowi Skyward, który jest powiązany z moim kontem z pieniędzmi na lunch, planem lekcji, systemem przepustek, o których wspomnę później, i kontem Microsoft 365 (z pakietem programów biurowych za darmo). Każda lekcja trwa 70 minut i mamy ich 4 w ciągu dnia, a tylko jedną długą przerwę, więc może się zdarzyć tak, że trzeba wyjść do toalety, pielęgniarki czy do spiżarni szkolnej, skąd można wziąć przekąski za darmo. Niestety nie jest to takie proste i aby wyjść musimy zrobić szereg rzeczy:

·         Uruchomić laptopa (szkoła wypożycza nam je na czas trwania roku szkolnego)

·         Włączyć aplikację E-hallpass i wysłać nauczycielowi, który prowadzi lekcje z reguły siedząc przy komputerze, prośbę o przepustkę ze szczegółowymi danymi takimi jak gdzie chcemy iść, po co i na ile

·         Jeżeli nauczyciel zaakceptuje prośbę, mamy 5 minut na pójście do toalety, szafki, pielęgniarki czy nawet szkolnej spiżarni.

Wyżej opisane procedury były dla mnie olbrzymim zaskoczeniem. Nie sądziłem, że tutaj nauczyciele mają wszystko aż tak pod kontrolą.

 

Właśnie, nauczyciele. Relacja z uczniem jest całkowicie inna – bardziej koleżeńska. Myślę jednak, że aż za bardzo. Tak, może i fajnie jest pośmiać się z nauczycielem jak równy z równym, ale ma to na pewno odbicie w zachowaniu uczniów. Na niektórych lekcjach nie mogę uwierzyć w bezradność nauczycieli. Rozmawiając z jednym z reboundów (osób które wróciły ze swojej wymiany) z mojego dystryktu dowiedziałem się, że nauczyciele nie zwracają uwagi uczniom, bo nie mogą. Tak, w Ameryce obowiązują takie prawa, że nauczyciele zwyczajnie boją się zwracać uwagę uczniom ze względu na konsekwencje, które mogą ich czekać. Rezultatem takiego postępowania jest to, że uczniowie nie przywiązują wagi do rzeczy które muszą robić. Kilka razy byłem świadkiem takiej sytuacji: na jednej z lekcji uczeń zapomniał swojego zeszytu, a nauczyciel zamiast zwrócić mu uwagę, zaoferował mu nowy. Odnoszę wrażenie, że uczniów traktuje się za bardzo jak dzieci.

Kiedy nasze 4 lekcje dobiegną końca, nie możemy jeszcze iść do domu, a musimy zostać 40 minut na tak zwanym tutorial, daje nam to czas na odrobienie prac domowych czy spotkanie się z nauczycielami. Zaraz potem odbywają się zajęcia sportowe, o których napiszę zaraz.

 

 

Sporty

 

Szczerze mówiąc, są tutaj podstawą życia szkolnego, ma to swoje wady i zalety. Jedną z zalet jest to, że faktycznie jest możliwość spotkania się razem po lekcjach i pożytecznego spędzenia czasu. Mniej więcej co 2 piątek mamy mecz footballu amerykańskiego i są to olbrzymie, jak na szkołę, wydarzenia. Dość poważną wadą jest to, że niektórzy, mam wrażenie, przychodzą do szkoły tylko ze względów towarzyskich i sportowych, a nie dla tak zwanych academics – przedmiotów szkolnych.

Jako, że bałem się konsekwencji jedzenia amerykańskiego jedzenia, na początku roku wybrałem cross country – bieganie na długich dystansach jako mój sport w  fall season – jesienny sezon sportowy. Mam nadzieje, że jeden z najbardziej wycieńczających sportów dostępnych w szkole odeprze atak wszechobecnych wysokokalorycznych zdecydowanie amerykańskich posiłków. Kiedy wybierałem ten sport, myślałem, że treningi będę miał dwa, co najwyżej trzy treningi w tygodniu. Wyszło na to, że biegam codziennie. Pierwszy tydzień – – preseason  (przed sezonem) był ciężki, ze względu na potworne zakwasy po bieganiu. Teraz jestem niezmiernie zadowolony, że wybrałem ten sport, bo moja drużyna jest wspaniała. Mimo tak dużej rozbieżności wieku, bo na zajęcia uczęszczają uczniowie w wieku od 12 do 17 lat, wszyscy dogadują się na szóstkę. Taki rodzaj aktywności szkolnej, pomógł mi zagłębić się w grupy znajomych i klimat szkoły. Turnieje biegackie mamy mniej więcej co tydzień, gdzie pokonujemy dystanse 5KM konkurując z innymi szkołami. Pensylwania jest górzysta, a to w bieganiu daje się we znaki dość mocno.

PS: Jeden z moich trenerów, mimo tego że jest coachem sportowym, to jest najlepszym na świecie coachem motywacyjnym i jego przemówienia niejednokrotnie pomogły mi się zmotywować do różnego rodzaju działań.

 

 

Moja host rodzina – Państwo Schultz

Mimo tego, że nie zdecydowali się posłać, żadnego ze swoich dzieci na wymianę, postanowili mnie hostować. Mam jednego host brata, który ma 14 lat i niestety nie mamy zbyt dużo kontaktu. Z moim host tatą natomiast, dobrze się dogaduję i pomógł mi zrozumieć niektóre zachowania moich znajomych i innych dorosłych, bo tak, mimo że znamy kulturę amerykanów dzięki internetowi, to  przeżyłem jednak mały cultural shock, ale już przywykłem do panującej tu atmosfery i nie mam problemu z odnalezieniem się w 99%-ach sytuacji.

Co najmniej raz na 2 tygodnie robię coś do jedzenia, aby odciążyć moją host mamę. Ostatnio zrobiłem racuchy i wszystkim bardzo smakowało!

 

 

New York City

Parę tygodni temu, korzystając z uprzejmości i inicjatywy jednej z host mam w naszym dystrykcie, udałem się do Nowego Jorku. Pojechaliśmy we trójkę – ja, Cindy – host mama, Sara – studentka wymiany z Bośni i Hercegowiny.

To było moja pierwsza wizyta w aż tak dużym mieście. Paryż, Berlin czy Praga, to przy New York City miniaturki. Około 9 milionów osób w jednym mieście, nie mówiąc już o obrzeżach i miasteczkach niedaleko stolicy Empire State. Na szczęście, dzięki znajomościach Cindy, która, co ciekawe miała niemieckie pochodzenie, udało nam się uniknąć kosmicznych cen hoteli. Noc dla dwóch osób w hotelu to z reguły ponad $120. Te dwie noce spaliśmy u cioci Cindy, która powitała nas bardzo miłymi słowami z wyraźnym niemieckim akcentem w jej angielskim.

 

 

Jedzenie

Było dla mnie dużym zdziwieniem. Nigdy bym nie pomyślał ze hamburgery można jeść jako normalny obiad w domu. Zakochałem się w PB&J sandwich – kanapkach z masłem orzechowym i dżemem. Na śniadania zawsze jem płatki z mlekiem i właśnie taką kanapkę. Zdziwił mnie też chleb – nie widziałem tu świeżego wypiekanego w piekarni bochenka, który można by znaleźć u nas w zasadzie wszędzie. Tutaj je się tylko chleb tostowy. Niestety, ma naprawdę bardzo mało wspólnego z prawdziwym pieczywem.

Żeby jeść zdrowo, trzeba naprawdę dużo wydać. Wiele ludzi je jedzenie instant, bo tak po prostu jest znacznie taniej. Mówiąc znacznie, mam na myśli trzy razy taniej. Dobrej jakości, świeże greens, mam na myśli owoce i warzywa, są bardzo drogie, więc mało kto może sobie pozwolić na takie ekhem… rarytasy. To nieprzyzwyczajenie do zieleniny skutkuje tym, że w szkole, darmowych owoców nikt nie je… poza mną.

 

 

Podsumowanie

Za mną już 46 dni, czyli 15,1% mojej wymiany – z dala od rodziny, przyjaciół i dziewczyny. Mimo tego wszystkiego jestem niezmiernie szczęśliwy i dumny z siebie jak i innych wymieńców, że zdecydowaliśmy się na taki trudny psychicznie wyjazd.

Kończąc, jestem pewny, że gdy zostanie mi tylko 30 dni to końca, będę tak samo zadowolony. Jestem niezmiernie wdzięczny za możliwość udania się na tę wymianę.

 

Dziękuję, Rotary

Jasiek Zalewski

Więcej relacji tej osoby: