Dwa trzęsienia ziemi i huragan…

Dwa trzęsienia ziemi i huragan…

 

Jestem w Meksyku już od ponad 3 miesięcy.

 

Z jednej strony przez ten czas wydarzyło się tyle ciekawych rzeczy, że z perspektywy czasu wydaje mi się ze minęło to bardzo szybko, jednak z drugiej pamiętam momenty w których czas trochę mi się dłużył.

Na samym początku, 1 września odbyło się spotkanie organizacyjne dystryktu 4185 w Acapulco.

 

 

To spotkanie było niesamowitym doświadczeniem, przede wszystkim dlatego, że poznaliśmy tam wszystkich wymieńców z Tlaxcali, Morelos, Puebli, Morelos oraz Guerrero i mogliśmy się wreszcie wymienić typowymi dla Rotary przypinkami, co sprawiło ze trochę bardziej poczuliśmy ze na prawdę jesteśmy na wymianie.

 

 

 

Kiedy przyszły kolejne tygodnie codziennego chodzenia do szkoły, dokonałam świetnego odkrycia. A mianowicie – kino, które jest tutaj niezwykle tanie (bilet normalny kosztuje ok 40 peso, czyli niecałe 7 zł, a dodatkowo praktycznie za każdym razem dostajesz minimum jeden kupon zniżkowy 2 za 1 na kolejne bilety), tak wiec przypuszczam, że w tym roku wreszcie nadrobię moje kinowe zaległości z Polski bo tam do kina chodziłam na prawdę od wielkiego święta.

 

15 września miałam także okazje poznać tradycje związaną ze Świętem Niepodległości. Oprócz świętowania w szkole, spędziłam też oczywiście dużo czasu z host rodziną.

 

 

Pierwsze godziny spędziliśmy na rozmowach oraz graniu w planszówki, aby potem, o godzinie 23 obejrzeć w telewizji oficjalne „el Grito”, czyli ceremonię podczas której Prezydent (aktualnie Enrique Peña Nieto) wykrzykuje słowa „Viva México” oraz kieruje do zebranych pod Pałacem Prezydenckim ludzi przemowę upamiętniającą zdobycie niepodległości, po czym wszyscy śpiewają hymn. Na koniec aby było jeszcze spektakularniej wybuchają białe, czerwone i zielone fajerwerki.

 

 

Po świątecznym czasie, kiedy wszystko wracało już do codziennego rytmu życia, spokój został przerwany przez największą katastrofę naturalną w Meksyku od roku 1985 – trzęsienie ziemii o sile 8.1 w skali Richtera, o epicentrum 137 km od Pijijiapan w stanie Chiapas. Jak widać trzęsienie było bardzo silne, jednak przez to że miało miejsce w nocy, ja nawet go nie poczułam (moja meksykańska rodzina owszem) i kiedy moja mama zadzwoniła do mnie z Polski z pytaniem czy wszystko u mnie w porządku po trzęsieniu ziemi, zdziwiona zapytałam się jej „A gdzie było?”.  Dopiero potem gdy zaczęłam przeglądać wiadomości i rozmawiać z innymi, zorientowałam się co właśnie przespałam.

 

Tutaj w stanie Puebla obyło się bez większych strat, jednak nie na długo bo natura przypomniała o sobie około tydzień później fundując nam kolejne trzęsienie, na granicy Morelos i Puebli, czyli na tyle blisko, ze szkolny alarm nawet nie zdążył się uruchomić. Tym razem trzęsienie poczułam dość wyraźnie, z tym że nie sam wstrząs jest najgorszy, a zazwyczaj są to odgłosy, między innymi spadających rzeczy. Z tego czego dowiedziałam się od innych, słychać było także charakterystyczne trzaski, co ponoć wywołało najgorsze wrażenie, jakby budynek miał się za chwilę zawalić. Co prawda budynek ciągle stoi jednak powstałe zniszczenia były na tyle duże, ze lekcje zostały wznowione dopiero po tygodniu.

Na kilka dni pojechaliśmy też do Cuautli w stanie Morelos gdzie straty też są bardzo widoczne.

 

Na tych dwóch trzęsieniach (i ostrzeżeniach o huraganie, który ostatecznie do nas nie dotarł na szczęście się skończyło. Potem mieliśmy jeszcze tylko kilka próbnych alarmów i ewakuacji i wszystko znów wróciło na normalne tory. Pojechaliśmy na wycieczkę zorganizowaną przez Rotary do Teotihuacan a także miałam okazje po raz pierwszy zobaczyć mecz futbolu amerykańskiego, którego zasad niestety jeszcze nie załapałam 😉

Załapałam się także na pierwsze urodziny w meksykańskim stylu, czyli z piñatą i wrzucaniem twarzy w tort (na szczęście nie mojej ).

 

Więcej relacji tej osoby: