Rodzina, szkoła i regaty…

Rodzina, szkoła i regaty…

Nazywam się Marcin i jestem na wymianie w stanie Michigan w Frankforcie. Jest to naprawdę piękne miejsce położone nad samym jeziorem Michigan. Oni nazywają to jeziorem, dla mnie jest to morze, bo jest nie dużo mniejsze od naszego Bałtyku. Pamiętam że jak dostałem maila w maju, gdzie spędzę swój rok na wymianie, a następnie dowiedziałem się, że miasteczko ma tylko 1000 mieszkańców zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać. Po miesiącu życia tutaj myślę, że to miejsce jest naprawdę świetne, szczególnie dla osoby takiej jak ja, która lubi sporty wodne.

 

Przyleciałem do Frankfortu 22 sierpnia po kilkudniowym pobycie u mojej rodziny w Chicago. Przyznam, że byłem trochę poddenerwowany podczas lotu. Na lotnisku zostałem przyjęty przez moją hostrodzinę i ludzi z Rotary. Od razu pojechaliśmy na pierwszego burgera a następnie do domu. Pierwszy dzień minął w bardzo miłej atmosferze. Rodzina była naprawdę strasznie otwarta, cały czas ze mną rozmawiali. Tego dnia poznałem też kolegów hostbrata, którzy od razu zasypali mnie pytaniami na temat Polski. Naprawdę pytali się o wszystko nawet o to w jakim języku mówimy w Polsce, czy kiedykolwiek widziałem śnieg. Trochę chciało mi się śmiać odpowiadając, ale oni zadają te pytania na serio i są tego ciekawi.

Rok szkolny zaczynał się dopiero w drugim tygodniu września, więc miałem jeszcze kolejne dwa tygodnie wakacji. Były to jedne z najlepszych tygodni w tym roku. Codziennie robiłem inne rzeczy, głównie spędzałem czas nad wodą. Tutaj to chyba jest więcej jezior niż mieszkańców, naprawdę poza jeziorem Michigan jest kilkanaście innych w okolicy. Przez dwa dni sędziowaliśmy regaty żeglarskie. Naprawdę super rzecz, jeszcze nigdy nie oglądałem tego z wody. Najciekawszym momentem jest start, kiedy kilkadziesiąt łódek rusza naraz. Poznałem też wtedy sporo nowych ludzi, z którymi spędzałem resztę wakacji. Dzięki nim miałem okazję spróbować po raz pierwszy nart wodnych, kneeboardingu i surfingu. Spędzałem też sporo czasu z moją hostrodziną, którzy zabierali mnie na rowery, kajaki czy hiking. Naprawdę bylem tak zajęty w czasie tych dwóch tygodni, że prawie wogóle nie byłem  w domu.

 

Szkołę zaczęliśmy 6 września. Na początku czułem się trochę dziwnie, ale już po kilku dniach było zdecydowanie lepiej. Ze względu na to, że szkoła jest bardzo mała: 150 uczniów w całym high school, szybko poznałem wszystkich ludzi. Na początku miałem problemy z rozumieniem innych i oni czasem nie rozumieli mnie. Często nasze rozmowy kończyły się: “Sorry, I didn’t get you” albo “Could you repeat?”, ale już po miesiącu jest zdecydowanie lepiej. Na razie nie mam żadnego problemu z przedmiotami, poziom tutaj jest zdecydowanie niższy. Najcięższą rzeczą dla mnie są treningi cross country-przełajów, które są codziennie po szkole. Zazwyczaj biegamy około 4-5 mil a do tego jeszcze mamy zawody dwa razy w tygodniu. Na pewno nie jest łatwo, szczególnie że przez ten miesiąc biegałem więcej niż przez cały poprzedni rok.

 

Dwa tygodnie temu byłem na konferencji Rotary. Naprawdę super rzecz. Nie sądziłem, że w ciągu dwóch dni tak szybko poznam innych ludzi. Szkoda tylko, że te spotkania są raz na dwa miesiące, bo tak w międzyczasie to ciężko jest się odwiedzać.

 

Pierwszy miesiąc był naprawdę udany. Myślałem, że będę miał większe problemy z przyzwyczajeniem się do nowej rzeczywistości. Dzięki strasznie miłej rodzinie i otwartym ludziom, których spotykam tutaj nie było aż tak ciężko. Jedyną rzeczą, która mnie denerwuje jest brak dobrego, polskiego chleba, więc musiałem przerzucić się na tostowy.

 

Więcej relacji tej osoby: