Dzień dobry,
Przede wszystkim pozdrawiam z Meksyku:)
Faktycznie początki były trudne, ale teraz już jest naprawdę super!!! Napisałam już pierwszą relację także wysyłam ją tutaj razem z paroma fotkami
Pozdrawiam
Zosia
Do Meksyku ,a dokładnie do La Paz, przyleciałam 8 sierpnia.Tutaj poznaliśmy się ze wszystkimi wymieńcami i oficjalnie rozpoczęliśmy nasze życie w oddalonym o 9889 km Meksyku.Muszę przyznać ,że ten trzydniowy obóz był wyjątkowo trudny do przetrwania, a mam doświadczenie z obozami surwiwalowymi :).Po długiej podróży zostaliśmy ulokowani w pokojach. Dwóch, prawie 50 osób podzielone na 2 pokoje. Lokum dziewcząt miało do dyspozycji 3 kabiny prysznicowe, 3 toalety i tylko 2 umywalki- było trudno… Po wykańczającej podróży jedyne o czym marzyłam było łóżko, byle jakie. Mimo że dotarłam ok. godziny 12 w południe, spać poszliśmy dopiero po 23. Następnego dnia musieliśmy wstać o 6, aby spędzić najgorętszą porę dnia na plaży.Mimo, że brzmi to ciekawie, nikomu nie było do śmiechu. Jak wiele innych osób, z którymi rozmawiałam dopadł nas wtedy spory kryzys i mieliśmy wątpliwości dotyczące całej wymiany. Z perspektywy czasu uważam ,że to było naprawdę ciekawe doświadczenie. Do mojego miejsca docelowego – Tijuany dotarłam 11 sierpnia, w dniu moich 18 urodzin. Zostałam przywitana bardzo pozytywnie. Trafiłam na rodzinę, która przeżyła już dziewięciu wymieńców. Naprawdę okazali się dla mnie dużym wsparciem i mam z nimi bardzo dobry kontakt. Mam dwie starsze siostry, które już były na wymianach, więc dzielą się ze mną swoim doświadczeniem i zapraszają mnie od czasu do czasu na wyjścia ze swoimi znajomymi. Chyba nie mogłam trafić na lepszą rodzinę:).
Wieczorem spotkaliśmy się z moją przyszłą mamą i przyszłą znajomą ze szkoły. Wymieńczyni,w której domu będę mieszkać potem, chodzi do mojej szkoły (obecnie jest na wymianie we Francji) dlatego przedstawiła mi swoją najlepszą przyjaciółkę, która okazała się bardzo pomocna i same zaczęłyśmy się przyjaźnić.
Chodzę do szkoły Preparatoria Lazaro Cardenas i jestem w niej jedyną wymieńczynią. Organizacja tutaj funkcjonuje tragicznie.Przez pierwsze trzy tygodnie przerzucali mnie z jednej klasy do drugiej, ale dzięki temu mam wiele kontaktów w administracji szkoły. Każdy mówi mi ,że w szkole publicznej jest trudniej, bo ludzie nie są przyzwyczajeni do zagranicznych uczniów i prawie nikt nie mówi po angielsku. Ja na szczęście znam hiszpański i czułam się po prostu jak nowy uczeń w nowej szkole. To co zauważyłam to, że Meksykanie są bardzo kontaktowi i zawsze uśmiechnięci, chętnie pomogą i poznają drugą osobę, ale raczej nie łatwo jest stworzyć z nimi bardzo bliski kontakt. Oczywiście należy dać sobie trochę czasu i wszystko się ułoży.
Pierwsze o co zapytałam mój klub to wolontariaty, w których mogę tutaj brać udział. Dzięki temu, bardzo zaprzyjaźniłam się z moim konsuladorką i teraz zabiera mnie na bardzo wiele wypraw:) Dzięki niej zwiedziłam już Valle de Guadalupe, Sea-word czy San Diego. Nazywam ją moją ciocią bo faktycznie jest dla mnie tutaj bardzo bliską osobą i jestem przeogromnie wdzięczna, że na nią trafiłam.
Spotkało mnie tutaj naprawdę wiele dobrego jednak muszę przyznać, że pierwsze dwa miesiące były dla mnie wyzwaniem. Nie potrafię dokładnie wytłumaczyć stanu, w którym się znajdowałam. Mój organizm również z trudem odnajdował się w nowej sytuacji. Nieustające drżenie rąk, ciągłe przypływająca adrenalina, rozregulowany sen… Całe szczęście, po czasie sytuacja wraca do normy. Dużo większym kłopotem dla mnie był umysł, moje emocje były bardzo skrajne i bez przerwy się zmieniały. Uważam się za osobę dość stabilną emocjonalnie, ale Meksyk odkrywa warstwy, o których człowiek nie ma pojęcia.
Jeżeli czytasz to będąc przyszłym wymieńcem mam dla ciebie parę rad: przede wszystkim, najważniejsze to aby nie porównywać się do innych wymieńców. Każdy jest w innej sytuacji i mimo, że przyjemnie jest powymieniać się doświadczeniami, trzeba mieć na uwadze, że każdy jest w innej sytuacji i każdy funkcjonuje inaczej.
Równie ważny temat to kontakt z rodziną i znajomymi z Polski. Naprawde, częsty kontakt nie pomaga w aklimatyzowaniu się. Uwierz mi, nauczyłam się tego za późno.
Tęsknię za Polską, nawet bardzo, ale jestem chyba zbyt ciekawa co mnie tu jeszcze spotka, żeby się wycofać, dlatego to napewno nie jest moja ostatnia relacja z wymiany.:) Także przesyłam pozdrowienia z Meksyku i do usłyszenia;).





