Plusy i minusy

Jestem na Tajwanie od sześciu miesięcy, także w końcu jestem w stanie ocenić swój pobyt tutaj analizując w pełni i bezstronnie plusy i minusy przyjazdu tutaj, stąd też taki tytuł artykułu.

Pierwszy miesiąc po przyjeździe nie jest ciężki. „Ale jak to? A szok kulturowy? A obcy ludzie?” – szczerze mówiąc, ekscytacja przyjazdem sprawia, że kwestie z pozoru problematyczne wydają się być niczym. Jednakże dni, tygodnie, miesiące mijają i sytuacja się zmienia. Utrzymanie fenomenalnego nastroju nie przychodzi już tak łatwo, jak wcześniej, a nowości nie są już rzeczą tak powszechną.

Czy żałuję przyjazdu na Tajwan? -nie. Jest to naprawdę wyjątkowe miejsce, mam czasem wrażenie, że jedno z bardziej szalonych i egzotycznych miejsc oferowanych w programie wymiany Rotary. Jednakże do niedawna miewałam momenty, kiedy w głowie krążyły mi smutne myśli, że porwałam się z motyką na księżyc, iż nie uda mi się opanować chińskiego w jakkolwiek znaczącym stopniu i gdybym tylko pojechała na wymianę gdzieś, gdzie ludzie mówią w języku z normalnymi literami, gramatyką i wymową, nauczyłabym się go znacznie szybciej, niż idzie mi nauka chińskiego. Jednakowoż wciąż tu jestem i patrząc na to, ile rzeczy zaczynam rozumieć, nie żałuję swojej decyzji o przyjeździe na Tajwan.

Dla przyszłych wymieńców, którzy pewnie umierają z ciekawości i zastanawiają się, na jakim poziomie jest chiński po tych 6 miesiącach, startując z poziomem 0.

Otóż mój chiński jest na poziomie A1/A2, po włożeniu umiarkowanego wkładu pracy- nie siedzę non stop nad książkami, ale nie jest też tak, że kurzą się one na półkach. Poziom chińskiego jaki osiągniecie tutaj zależy też od (niestety) Chinese Class, jaką wam zapewni tutejszy Rotary. Większość wymieńców ma opłacone zajęcia na uniwersytetach, także wykładów udzielają im wykwalifikowani nauczyciele. W moim przypadku jednak jest to miejscowe liceum, a nauczyciele niezbyt wiedzą, co z nami zrobić. Nie zrozumcie mnie źle- Chinese Class to serio tona radości i zabawy, ale jest to swego rodzaju bezbolesna nauka- nauczyciele nie naciskają, nie dają zadań domowych, ani testów, co nie do końca rezultuje najlepszymi postępami w nauce.

Sytuacja wygląda inaczej w niedalekim Tajpej, gdzie (co wiem z opowiadań) wymieńcy przydzieleni zostali do grup uwzględniających ich poziom chińskiego, przerabiają dużo materiału na lekcjach oraz w domach, w postaci zadań domowych.

Reasumując naukę chińskiego na Tajwanie stwierdzić można, że język sam nie przyjdzie i zależnie od tego, gdzie traficie, będziecie musieli zdać się w większym bądź mniejszym stopniu na wkład własny w naukę.

Podobną sytuacją jest odkrywanie Tajwanu. Tę stosunkowo dużą wyspę odkrywać będziecie najprawdopodobniej z Rotary albo na własną rękę, jak to też było w moim przypadku. W pierwszym miesiącu moja rodzina zabrała mnie w trzy miejsca w obrębie miasta… i to było tyle na te sześć miesięcy spędzone z nimi. Paradoksalnie nie każda host rodzina jest fantastyczna. Bądź co bądź, taką opinię można by wysnuć po piętnastu minutach czytania strony z relacjami z wymian, gdzie większość osób opowiada o swoim niesamowitym duchowym przeżyciu, doświadczeniu nowej kultury, otwarciu umysłu i innych n-i-e-s-a-m-o-w-i-t-y-c-h rzeczach obłożonych gęstą warstwą pozytywnych epitetów oraz zachwytu ich nowym wspaniałym życiem w nowym domu na drugim końcu ziemi.

Zgodzę się ze wszystkimi, są rodziny anioły, cudowni rodzice, super rodzeństwo, wspólne wypady i mnóstwo radości, ale nie jest to standardem i broń Boże nie oczekujcie tego.

Większość mojej wymiany spędziłam u mojej pierwszej host rodziny. (zmieniłam rodziny już ponad tydzień temu i o mojej nowej host rodzinie wspomnę później) Którą w poprzednim raporcie nazwałam „doświadczoną”, jako że zdawali się zachowywać „profesjonalny” dystans, cóż dystans jaki mieli ku mnie, nie był w żadnym stopniu profesjonalny, był zwykłą obojętnością, czy też, może lepiej obrazując sprawę, ignorancją. Rodzina nie dbała, czy byłam w domu, czy miałam co jeść, czy miałam w ogóle zapewnione godne warunki życia, czy w domu było czysto, nie dbała dosłownie o nic. O doświadczeniu, jakie mi zafundowała tak zaniedbująca rodzina, mogłabym napisać książkę, będąc tydzień sama w domu wpadłam nawet na parę ciekawych potencjalnych tytułów „Życie w Sajgonie”, „Kuchnia: Pustkowie Smauga” bądź „Spotkania z karaluchem”. Nie będę się rozwodzić na temat tej rodziny, bo i tak mam wrażenie, że zmarnowałam na nią za dużo czasu i nerwów, powiem jedynie- Drodzy przyszli wymieńcy:

1. Pierwsze, co robicie po przyjeździe na Tajwan to zaaranżowanie rozmowy z counselorem- ja counselora nie mam, przez co nie miałam za bardzo z kim o problemach pogadać.

2. Jeśli nie dostajecie, śniadań, obiadów lub kolacji, lub wszystkich naraz, mówcie counselorowi, zwłaszcza, jeżeli musicie pokrywać je z własnej kieszeni, on pomoże wam pogadać z rodziną lub w razie braku rezultatu, pomoże wam ją zmienić.

3. Ogólnie, jeśli traficie na wymianę na Tajwan i coś jest serio NIE TAK z waszą host rodziną, mówcie Rotary (tajwańskiemu, bądź jeżeli bardzo nie wiecie do kogo się zwrócić polskiemu), bo tutaj zmiany są możliwe i na porządku dziennym.

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, dlaczego tak długo zwlekałam ze zgłoszeniem problemów Rotary, gdyż w momencie, kiedy opisałam całą sytuację paru członkom Rotary, działania zostały podjęte w sposób natychmiastowy i w przeciągu 3 tygodni zmieniłam rodzinę. Co zmieniło bieg mojej wymiany o 180 stopni.

Aktualnie jestem u mojej drugiej host rodziny i życie tu jest po prostu bajką, zwłaszcza, iż kontrastuje ono w dużym stopniu z moją pierwszą rodziną. Z moją host mamą mamy świetny kontakt już od pierwszego dnia i jest ona bardzo zaciekawiona polską kulturą i zwyczajami. Często też pyta się mnie o najprostsze rzeczy, co po prostu sprawia, że czuję, że komuś na mnie zależy.

Wszyscy członkowie mojej nowej rodziny są bardzo pomocni i, ku mojemu zdziwieniu, pod wrażeniem mojego łamanego chińskiego, co bardzo mi schlebia i motywuje do dalszej pracy. Dużo rozmawiamy, zarówno o tajwańskich zwyczajach, jak i polskich. Moi obecni rodzice są raczej w podeszłym wieku- oboje mają około siedemdziesięciu lat i są najsympatyczniejszymi ludźmi jakich świat widział. Z moją host mamą spędzam bardzo dużo czasu i wspólnie robimy wiele rzeczy, przez co nigdy nie jest nudno. Pierwszego dnia nowego semestru, gdy musiałam dojechać autobusem do szkoły o 6:20, wstała ona wcześniej i upewniła się, że znalazłam mój przystanek oraz autobus.

Naprawdę kocham tę host rodzinę i w przeciągu tego tygodnia zrobili dla mnie więcej niż moja pierwsza host rodzina wciągu sześciu miesięcy. Odkąd wprowadziłam się do nowej rodziny, gdzie też zostanę do końca wymiany, czuję się jak w prawdziwym domu i po sześciu miesięcznym koszmarze, budzę się każdego dnia z uśmiechem rodem z reklam past do zębów. (nawet o 5:00, by zdążyć do szkoły).

Także drodzy przyszli wymieńcy, rodzice, czy ogólnie zainteresowani czytelnicy, bardzo dużo zależy od tego, gdzie się mieszka i nie mówię o tym, czy jest to pobyt w zamku pełnym przepychu, otoczonym pięknym ogrodem, czy też w małym mieszkanku na 14 piętrze szarego bloku, chodzi mi o ludzi, z którymi się mieszka w trakcie tej wymiany. Jeśli są to ludzie życzliwi, którzy sprawią, że czuje się jak w domu, to macie niewyobrażalne szczęście. Po zmianie rodziny tak właśnie się czuję i dopiero teraz w pełni doceniam, jak dobrze jest mieć kochającą rodzinę, której na tobie zależy.

Kończąc ten definitywnie zbyt długi raport. Mam nadzieję, że nikogo nim zbyt nie wystraszyłam. Tajwan jest naprawdę wspaniałym miejscem i zwłaszcza teraz wiem, że będzie mi tego miejsca bardzo brakować. Jest to definitywnie przygoda życia i polecam wszystkim serdecznie Tajwan, jako miejsce na wymianę.

PS. Ostatnio mieliśmy Chiński Nowy Rok, o którym mam nadzieję, uda mi się napisać w wolnym czasie na moim blogu, na którego serdecznie zapraszam i do którego link podałam w poprzedniej relacji.

PS2. Do przyszłych wymieńców spakujcie ciepłe ciuchy- w grudniu i styczniu mieliśmy tu 7 stopni, a oni o grzejnikach nie słyszeli.

Więcej relacji tej osoby: