Pierwszy miesiąc w kraju uśmiechu za mną…

Pierwszy miesiąc w kraju uśmiechu za mną…

 

Moja przygoda rozpoczęła się 21 sierpnia, kiedy wraz z najlepszymi przyjaciółmi wyszedłem z domu i spakowałem walizki do samochodu, nadszedł  czas na pożegnanie…

 

 

Następnie pojechałem na lotnisko w Warszawie, już tylko z najbliższymi, oddałem bagaż i poczułem niezwykłe uczucie, nie jestem w stanie go opisać, była to mieszanka wszystkich możliwych emocji. Pożegnanie z najbliższymi  nie należało do najłatwiejszych, ale wszystko poszło sprawnie, i już po chwili znalazłem się w samolocie do Frankfurtu. We  Frankfurcie nie miałem wiele czasu, bo jedynie godzinę i dwadzieścia minut. Nie zdążyłem nawet nic zjeść i już znalazłem się w kolejnym samolocie. W samolocie siedziała koło mnie bardzo miła Tajka, która pomogła się odnaleźć na ogromnym lotnisku w Bangkoku. Po odebraniu bagażu udałem się do wyjścia, gdzie tuż za bramkami czekała na mnie host rodzina, wraz z Counselorem.

 

 

Po około 4 godzinach podróży z Bangkoku dotarłem do miasta Nakhonsawan, w którym spędzę kolejne 10 miesięcy. W domu byłem około godziny 19, rodzice pokazali mi mój nowy dom, rozpakowałem się i nie miałem więcej siły, więc położyłem się do łóżka. Pierwsza noc była jedną z najtrudniejszych, spowodowane to było wieloma sprzecznymi uczuciami. Z każdym dniem było coraz lepiej, lecz emocje opadły dopiero po tygodniu…

 

 

Pierwsze spotkanie dystryktu…

Miało miejsce 25 sierpnia w Bangkoku, był to wspaniały dzień. Już w podróży na spotkanie poznałem wspaniałych ludzi z krajów takich jak Meksyk, USA, Tajwan i Francja. Teraz osoby o których wspomniałem są moimi przyjaciółmi, a z Ching-Yen’em z Tajwanu spędzam prawie każdy dzień, ponieważ mamy podobne zainteresowania i chodzimy do tej samej szkoły. Nawiązanie tych znajomości było dopiero przedsmakiem tego co miało miejsce na samym spotkaniu. Byli tam wszyscy studenci wymiany w dystrykcie 3350, w sumie było nas 29. Poznałem ludzi z wielu zakątków świata, wszyscy wymienialiśmy się przypinkami i  w ciągu jednego dnia moja marynarka stała się kilka razy cięższa.

 

 

Największe różnice kulturowe…

Przed wejściem do domów bądź klas każdy zdejmuje buty, co było dla mnie bardzo dziwne, ale jest to okazanie szacunku dla gospodarza. Kolejnym aspektem są łazienki. Nie ujrzałem jeszcze w Tajlandii brodzika ani wanny do kąpieli, jedynie kran z słuchawką wystający ze ściany i dziura w podłodze.  Zachlapywanie całej łazienki podczas kąpieli nie jest niczym  nadzwyczajnym. W części z nich są muszle jak w Europie, lecz w części są takie jak pokazuje na zdjęciach. Natomiast papier toaletowy jest zastąpiony wężem z pistoletem wodnym na końcu. Posiadanie kuchni w domu też  nie jest oczywiste, ponieważ np. w moim domu nie ma kuchni, a jest jedynie lodówka i mikrofalówka.

 

Jedzenie…

Przed przyjazdem do Tajlandii nieraz byłem w restauracjach z tak zwanym tajskim jedzeniem, lecz dopiero po tym miesiącu wiem co to znaczy tajskie jedzenie. Tajowie lubią bardzo mocno przyprawiać każde danie. A ich ulubionymi smakami są ostry i słodki(lecz w Polsce ostre to mniej niż w Tajlandii łagodne). Tajska kuchnia opiera się na ryżu, nie zjesz tu raczej chleba, ani ziemniaków. Polubiłem bardzo wiele tajskich potraw, w szczególności Tom Jam Gun oraz Cutiao Nam Tok. Obydwie potrawy to zupy ze specyficznymi rodzajami makaronu i przyprawami. Miałem możliwość spróbowania różnych robaków i muszę powiedzieć, że smakują nieźle. Najbardziej w Tajlandii pokochałem owoce, jest tu ich ogromna ilość i smakują zupełnie inaczej  niż w Polsce.

 

 

Turniej tańca w Bangkoku…

Trenuje sportowy taniec towarzyski od wielu lat i mam wiele sukcesów. Jednym z moich marzeń było poznanie światowej klasy zawodników. Właśnie tutaj w Tajlandii mogłem je spełnić, dzięki przewodniczącej wymiany, która podarowała mi bilety na wielki, międzynarodowy turniej w Bangkoku. Był to dla mnie cudowny dzień, ponieważ mogłem spotkać moje taneczne autorytety.

 

 

Głośne przywitanie w nowej szkole…

Gdy pierwszy raz przekroczyłem bramy szkoły, usłyszałem jedynie wielki hałas, wszyscy krzyczeli i piszczeli na mój widok. Gdzie tylko spojrzałem każdy do mnie machał. Było to bardzo dziwne, lecz przyjemne uczucie. Na porannym apelu przywitało mnie 3500 uczniów, moim zadaniem było przedstawienie się, lecz nie było to łatwe, ponieważ uczniowie nie mieli zamiaru ucichnąć przez około 10 minut. Więcej o szkole dowiecie się w następnej relacji…

 

 

Podsumowując, jestem zachwycony i ogromnie wdzięczny za możliwość poznania tak innego dla mnie świata.

 

 

 

 

 

 

Więcej relacji tej osoby: