Pierwszy dzień szkoły… okazał się dramatem.

Pierwszy dzień szkoły… okazał się dramatem.

 

Nazywam się Hania Chomiak i jestem studentem wymiany w Endwell, NY, USA. Moja przygoda rozpoczęła się 23 sierpnia o godzinie 10:20 a.m., kiedy po pożegnaniu z rodziną (o dziwo obyło się bez łez) weszłam na pokład samolotu lecącego z Poznania do ogromnego lotniska we Frankfurcie, gdzie miałam przesiadkę.

 

 

Był to mój pierwszy lot i muszę się przyznać, że nigdy w życiu się tak nie bałam, a zarazem byłam szczęśliwa, że w końcu miałam okazję tego doświadczyć. Przesiadka była naprawdę stresująca, bo nie dość, że mój pierwszy samolot bardzo długo lądował, to na dodatek musiałam przejść ponowną odprawę celną, do której nie mogłam trafić, miałam dwie minuty do odlotu, a pracownicy lotniska mówili tylko w języku niemieckim. Jednak udało mi się odnaleźć panią, która leciała do Tampy, FL i razem zdołałyśmy dotrzeć do bramek. Okazało się również, że mój lot został przesunięty, więc miałam ogromne szczęście.

 

W samolocie siedziałam z chłopakiem z Polski, który leciał do swojej siostry w odwiedziny, miło było porozmawiać z kimś ostatni raz po polsku, i jestem mu wdzięczna, że przed lądowaniem pomógł mi wypełnić wszystkie niezbędne dokumenty. Na lotnisku w Philadelphii czekałam mniej więcej 50 minut, aż przyszła moja kolej na kontrolę wizową. Po przejściu tysiąca innych kontroli i korytarzy, nareszcie przeszłam przez ogromne szklane drzwi za którymi stała moja pierwsza host rodzina. Mama MaryLou, tata John i siostra Allie, która przygotowała dla mnie świetny baner powitalny!

 

 

Po czterech godzinach jazdy z lotniska w Philadelphii, w środku nocy dojechaliśmy nareszcie do naszego miasteczka, które położone jest w dolinie razem z kilkoma innymi miejscowościami i miastem Binghamton znanym ze swojego uniwersytetu. Pierwsza noc minęła mi dosyć dobrze, mimo że obudziłam się o 5:30 a.m. przez różnicę czasu. I tak było przez kolejne kilka dni.

 

Po tygodniu od przyjazdu, widziałam już The Great New York State Fair – ogromne targowisko (wielkości osiedli w niektórych polskich miastach), na którym znaleźć można było dosłownie wszystko. Od mebli, aut, przez zwierzęta, ubrania i instrumenty, po jedzenie. Organizowane są tam koncerty, zawody jeździeckie, mecze hokeja, pokazy tresury zwierząt, pokazy motocyklowe, konkursy na najładniejszy kwiat i wiele innych dziwnych rzeczy, ale najbardziej zaszokował mnie pokaz rodzenia cielaków. Kolejnym wydarzeniem, w którym brałam udział była parada strażaków, ponieważ mój host tata i siostra są ochotnikami w tutejszej straży pożarnej, więc miałam okazję przejechać się wozami.

 

 

09/06 pierwszy dzień szkoły, który dla mnie okazał się dramatem. Sama nie wiem dlaczego moja reakcja była taka a nie inna – podczas zajęć wprowadzających w szkolne zasady dostałam ataku paniki, mimo że wokół mnie było mnóstwo osób, które już wcześniej poznałam. Jedynym plusem tego dnia było to, że trafiłam na szkolnego Twittera! Na szczęście po tym moim małym incydencie, nigdy już nic się nie wydarzyło i teraz chodzę do szkoły z uśmiechem na twarzy. I nie mówię tego żartobliwie, bo naprawdę lubię tę szkołę.

 

 

Oczywiście nie obyło się bez pytań o Polskę. Pytania o to czy mamy znaki drogowe, jelenie i czekoladę nie robią już na mnie wrażenia. Jednak usłyszałam dwie perełki, które niesamowicie mnie rozbawiły –

„Czy w Polsce używacie amerykańskich cyfr?”  i

„Czy kiedy piszecie sprawdzian w odpowiedziami multiple choice, to używacie liter „A, B, C, D” czy jakichś innych?”

 

Zadecydowałam, że w szkole zapiszę się do Key Clubu, który zajmuje się wolontariatem, ja zajmuję się głównie pakowaniem żywności dla potrzebujących rodzin.

09/15 pierwsze spotkanie wszystkich Studentów Wymiany Rotariańskiej w Cooperstown. W pierwszy dzień mieliśmy test językowy, który okazał się dosyć łatwy i przeprowadzali z nami rozmowy, żeby sprawdzić na jakim poziomie jest nasz angielski. Na koniec zostaliśmy przydzieleni do tymczasowych host rodzin i ja wraz z Laurą z Francji trafiłyśmy do Prezydenta Klubu Rotary w Worcester, do którego należy tylko 3 członków. Drugi dzień okazał się bardziej rozrywkowy, bo musieliśmy iść do miejscowych szkół i opowiadaliśmy o sobie i o swoich krajach. Ja byłam razem z Laurą i Arthurem z Brazylii w Schenevus, w naprawdę małej szkole, więc miałam zajęcia zarówno z pierwszoklasistami, jak i z licealistami. Chyba wszyscy świetnie się podczas niego bawiliśmy. Wieczorem mieliśmy wspólne ognisko i minigolfa z „wymieńcami”. Nie ukrywam, że ostatni dzień należał do najnudniejszych, bo już kolejny raz omawialiśmy zasady naszej wymiany i inne sprawy z nią związane. Na szczęście pyszny tort poprawił nasze nastroje i dodał temu dniu trochę barw!

 

 

Po Spirit Week rozpoczętym niedzielnym meczem footballu seniorek z juniorkami, nareszcie nadszedł czas na bal Homecomingowy, o którym wszyscy uczniowie mówili już w czasie wakacji. Ok. 3 godziny przed samą imprezą, większość trzecioklasistów zebrała się w ogromnym (czy wspominałam już, że w USA wszystko jest wielkie?) ogrodzie jednego z graczy footballu, gdzie robiliśmy sobie zdjęcia grupowe.

Później grupki znajomych się rozeszły na wspólne kolacje w restauracjach. Ja byłam z moimi znajomymi w świetnej włoskiej restauracji i naprawdę świetnie się tam bawiłam! Czego niestety nie mogę powiedzieć o balu, bo z racji, że muzyka była kiepska, a uczniowie nie tańczyli, opuściłam szkołę po 40 minutach.

 

 

Wydaje mi się, żę powinnam też wspomnieć, o tym, że moja rodzina jest polsko-czechosłowacka i dziadkowie potrafią powiedzieć kilka zwrotów w naszym języku, a ich dom wewnątrz wygląda jak typowy polski domek na wsi. Podobno babcia Nancy robi przepyszne gołąbki i pierogi, ale jeszcze nie miałam okazji ich spróbować.

 

 

Po dwóch miesiącach, śmiało mogę stwierdzić, że wyjazd na wymianę był najlepszą decyzją, jakiej mogłam dokonać.

Moja Host Rodzina jest cudowna, zawsze mi pomaga i mnie wspiera, na lepszych ludzi chyba nie mogłam trafić. Szkoła jest dosyć łatwa, a nauczyciele bardzo mili. Mówiąc o szkole, tak się złożyło, że podczas lekcji historii US, praktyki ma Polka, która urodziła się w NYC, a jej rodzina nadal mieszka w Polsce, więc dwa razy w tygodniu mam okazję zamienić z nią parę słów ojczystym języku. Jeśli chodzi o zajęcia poza szkołą, to mimo wielu prób i próśb o pomoc, nie udało mi się znaleźć stajni, do której mogłabym uczęszczać, więc kiedy tylko mój host tata znajdzie bezpieczny i odpowiedni dla mnie klub, zacznę chodzić na boks.

 

Podsumowując, w Endwell, NY, USA spełniam mój amerykański sen i świetnie się przy tym bawię!

Więcej relacji tej osoby: