W Paryżu wylądowałem 29 sierpnia…

W Paryżu wylądowałem 29 sierpnia…

 

W Paryżu wylądowałem 29 sierpnia. Na miejscu zostałem przywitany przez grupę rotarian z mojego dystryktu, a następnie zostałem wprowadzony do pomieszczenia, w którym znajdowali się wszyscy wymieńcy dystrykty 1650, do którego zostaliśmy przewiezieni autokarem jeszcze tamtego wieczoru.

W mojej pierwszej rodzinie mam brata – Elouan (typowe bretońskie imię), który był na wymianie w Wenezueli, mam też siostrę Margot, nie widuję jej jednak zbyt często, bo aktualnie studiuje w mieście Nantes.

 

Mój host ojciec – Vincent jest osobą z niewyobrażalną ilością energii i pomysłów na zapełnienie mojego czasu wolnego i mojego host-brata, krótko mówiąc, nie mamy czasu się nudzić. Moi host-rodzice nie są już razem, więc okazjonalnie zmieniam domy i mieszkam z moją host-mamą Dominique. Nie sprawia to żadnego problemu, gdyż oba domy są naprawdę blisko siebie, w obu mam swój pokój i obaj rodzice naprawdę starają się, abym w obu czuł się jak u siebie.

 

 

W Quimper spędziłem kolejne parę dni po przyjeździe, poznając odrobinę strukturę tego miasteczka. Następnie pojechałem na obóz „przygotowawczy i integracyjny” w mieście Vannes, gdzie miałem okazję bliżej poznać resztę wymieńców. Przeszliśmy okrojony kurs miejscowych obyczajów, podstawowych zwrotów francuskich (dla osób, takich jak ja, które przyjechały do kraju z właściwie zerową umiejętnością posługiwania się tym językiem) i jeszcze raz przeżuliśmy wszystkie złote zasady wymiany Rotary. Następnie zwiedziliśmy Vannes, a pod koniec odbyliśmy kolację rotariańską z małym występem artystycznym, przygotowanym przez wymieńców. Ogólnie bardzo sympatyczny, krótki wyjazd wprowadzający do życia we Francji.

Następnego dnia zaczęła się szkoła, tutaj spędzam w zasadzie większą część mojej wymiany. Dzień szkolny zaczyna się codziennie o 8 rano, a kończy o 16:30 – 17:30. Istnieją 3 główne kierunki we francuskiej szkole średniej; nauki ścisłe, ekonomiczne i humanistyczne. Ja zostałem przydzielony do oddziału ekonomicznego, na poziomie 1re (który nie jest odpowiednikiem naszej pierszwej klasy liceum, tylko drugiej. We francuskim liceum pierwsza klasa to 2de – Seconde, druga 1re – Première a trzecia Tle – Terminale. Wiem, że nie brzmi to zbyt intuicyjnie, ale tak jest.)

 

Szkoła, do której chodzę, w porównaniu do mojej, polskiej, jest o wiele bardziej zautomatyzowana i ściśle kontrolowana, co naturalnie związane jest z liczbą uczniów, którzy do niej uczęszczają (ponad 3000). Na przykład: na jadalni nie ma pani, która pamięta każdego ucznia z twarzy i temu daje jeść,od którego, pamięta, że dostała pieniądze. Żeby tutaj się dostać do jadalni trzeba posiadać  specjalną kartę z abonamentem obiadowym a przy wejściu do sali zeskanować jak w metrze, żeby przejść. Obecność uczniów na lekcji jest ściśle kontrolowana na każdej lekcji, a przy nieobecności, opiekun otrzyma telefon od 2 do 10 minut od rozpoczęcia lekcji. Jako uczeń wymiany mam jednak odrobinę więcej swobody w porównaniu do reszty, zwłaszcza w przedmiotach humanistycznych, z prostego powodu, że wymaga to o wiele wyższego poziomu francuskiego, niż obecnie posiadam. Sprawdziany mogę pisać wszystkie, ale nie muszę . Zazwyczaj otrzymam sprawdzian razem z resztą klasy, niekoniecznie muszę go jednak oddawać.

 

Po szkole zazwyczaj robię coś z moją host rodziną i uprawiam sport (wspinaczka i bieganie). Jako że mój host ojciec jest fanatykiem biegania, znalazł sposób żeby mnie do swojej pasji. Z wyjątkiem francuskich naleśników nie ma o wiele piękniejszego doznania niż długi bieg przy skalistych brzegach morza w Bretanii, a tak się składa, że jednym z przyjaciół mojego host-taty jest właściciel francuskiej naleśnikarni (Crêperie), gdzie często przychodzimy po biegach i​ spędzamy większość wieczorów, gadając, jedząc naleśniki, grając w karty itp.

Od początku wymiany odbyły się 2 wycieczki integracyjne Rotary. Jedna z nich do Vannes, o której już wspomniałem a druga do Mont-Saint Michel, jednego z najpiękniejszych miejsc we Francji. Jest to sanktuarium zbudowane na górze, którą zależnie od pływów morskich otacza woda albo można do niej swobodnie podejść. Na tę wycieczkę zjechało się ponad 250 wymieńców z kilku dyystryktów we Francji. Organizowane były liczne atrakcje jak np. zapasy w błocie. Następnie odbyła się kolacja, na której każdy wymienieć odśpiewał swój hymn narodowy, tańczyliśmy typowe bretońskie tańce, a na samym końcu miała miejsce dyskoteka.

 

 

Wkrótce miną już 3 miesiące odkąd moja wymiana się zaczęła, czasami wciąż wydaje mi się to nierealne, że tutaj jestem, ale powoli przywykam do tutejszej kultury i opanowuję język. Wydaje mi się, jakbym wyjechał wczoraj, a przy tym samym mam wrażenie jakbym mieszkał tu o wiele dłużej niż te 3 miesiące. W tym czasie zdążyłem poznać więcej ludzi i spróbować więcej nowych rzeczy niż kiedykolwiek byłem w stanie w ciągu roku. Najlepszym jest, że to dopiero początek, a o tym co przyszłość przyniesie, napiszę wkrótce …

 

 

 

Więcej relacji tej osoby: