Moja meksykańska przygoda rozpoczęła się 11 sierpnia. Podróż rozpoczęła się w Warszawie, z przesiadka w Paryżu i po ok. 11 godzinach podróży dotarłam do Mexico City. Tam czekała mnie przesiadka na lokalne linie lotnicze. Musiałam się stawić w goszczącym mnie mieście tj. Leon. Lotnisko w Mexico City, jest ogromne i ku mojemu zaskoczeniu niewiele osób mówiło po angielsku.
Na szczęście udało mi się odnaleźć właściwy terminal i w końcu, po ponad 20 godzinach lotu, dotarłam do miasta, które przez rok będzie moim domem.
Powitanie było bardzo serdeczne. Czekała na mnie moja host rodzina oraz członkowie klubu Rotary. Nie ukrywam, że był to wzruszający moment. Trochę zdenerwowana, zmęczona, ale ostatecznie szczęśliwa.
Oto zaczyna się moja przygoda życia!
Pierwsze 3 miesiące nie należały do łatwych. Po pierwszej fascynacji egzotyką, pogodą, przyrodą, a przede wszystkim niezwykle serdecznymi ludźmi, zaczęłam dostrzegać również różnice, niedogodności i inne rzeczy, które wprowadzały mnie w stan melancholii i tęsknoty za krajem i rodziną.
Najtrudniejszy dla mnie do zaakceptowania był brak możliwości swobodnego poruszania się po mieście. Nie ma tam mowy o transporcie publicznym.
Jestem dowożona, przywożona i zawożona.
Dla niezależnej osoby, za jaką się uważam, nie było to łatwe do zaakceptowania.
Ale po trzecim miesiącu wymiany wszystko się unormowało i zaakceptowałam nowy rytm życia i ograniczenia z tego wynikające.
Pomogła mi w tym moja pierwsza host rodzina, nowi meksykańscy znajomi oraz oczywiście „wymieńcy, których jest w Leon 13 (ale o nich potem).
Moja pierwsza rodzina nie porozumiewała się w j. angielskim. Był tata i mama oraz host siostra i brat. Niestety moja nowa siostra, po dwóch tygodniach wyjechała na swoją wymianę na Tajwan. Nie mniej jednak jej znajomość angielskiego ułatwiła mi pierwsze dni w nowym domu.
Podczas pierwszych trzech miesięcy zwiedziłam Guadalajarę, Mexico, City, Guanajuato.
Wszystkie miejsca, które odwiedziłam były naprawdę piękne. Architektura, przyroda i przede wszystkim kolory są wspaniałe.
Podoba mi się, ze w Meksyku, w każdym mieście można znaleźć miejsce z nazwą miasta napisaną dużymi, kolorowymi literami.
Do tej pory odbyły się trzy meetingi Rotary. Mój dystrykt (4140) jest całkiem spory, obejmuje aż 8 stanów Meksyku. W Dystrykcie jest 120 studentów wymiany . Cieszę się, że mam okazję spotykać się z nimi podczas meetingów oraz wycieczek. To niesamowite być w tak dużej grupie młodzieży z całego świata.
Do tej poru zwiedziłam z nimi Puerto Vallarta nad Pacyfikiem, Mexico City i piramidę Teotihuacan oraz byłam na najbardziej radosnym Dia de Muertos (czyli naszym Święcie Zmarłych) w Patzuaro.
W moim Dystrykcie jest 7 Polaków i wszyscy są wspaniali. Bardzo się cieszę, że ich poznałam i na pewno będę te znajomości kontynuować po powrocie do Polski.
A tak wygląda radosne obchodzenie Święta Zmarłych.
Nawet w szkole budowaliśmy ołtarze na cześć zmarłych zmarłych zmarłych.
Tak ozdabiano groby bliskich
Oczywiście, żeby nie dać mylnego wrażenia, ze tylko jeżdżę na wycieczki i dobrze się bawię, zapewniam, że chodzę również do szkoły. Szkoła jest świetna. Przede wszystkim sam kompleks jest nowoczesny i dobrze wyposażony. Na dowód parę zdjęć.
Mam kilka godzin języka hiszpańskiego tygodniowo. Do tego konieczność rozmowy po hiszpańsku z moimi rodzinami sprawiła, ze właściwie już po trzech miesiącach swobodnie komunikowałam się w tym języku.
Nauczyciele zawsze chętnie nam pomagają. Zwłaszcza na początku wymiany potrzebowaliśmy pomocy, żeby się odnaleźć w tym wielkim kompleksie szkolnym i trafić na czas na swoją lekcję.
Uczniowie są radośni, również chętni do pomocy i niezwykle spontaniczni. Jedyny mankament jest taki, że ponieważ jest to bardzo dobra szkoła, a uczniowie niezwykle ambitni, to nie mają więc zbyt wiele czasu wolnego na spotkania poza szkołą.
Na szczęście mam moich „Wymieńców”. Jak już pisałam, jest ich 13 z różnych stron świata. Wszyscy chodzimy do jednej szkoły i spędzamy sporo czasu razem.
Nie opowiedziałam jeszcze o mojej drugiej rodzinie, u której mieszkam od 2 grudnia i która jest cudowna.
Moja host mama jest niezwykle ciepłą i troskliwą osobą. Traktują mnie jak swoją córkę . Pozwoliło mi to przetrwać trudny okres Świąt Bożego Narodzenia.
Mam również świetnego, starszego brata (zawsze marzyłam o starszym bracie) i nie mogę nie wspomnieć o dwóch wspaniałych mopsach.
Miałam okazje spędzić z moją drugą rodziną kilka dni w Puebli.
Byłam zachwycona tym miejscem.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazję tam pojechać.
Pięć miesięcy mojej wymiany już za mną. Przede mną jeszcze sześć miesięcy przygód. Jest to rok, w którym poznaję siebie, uczę się świata i innych.
Doceniam tę wspaniałą i niepowtarzalną szansę jaką dało mi Rotary i moi rodzice.
Dziękuję za to i na pewno tego nie zmarnuję.
Jeżeli ktoś ma niedosyt informacji, to zachęcam do kontaktu ze mną na adres mailowy : nina.trimouille@icloud.com