Opowiem najpierw jak to się zaczęło…

Opowiem najpierw jak to się zaczęło…

 

Hola,

 

Podczas pisania poniższej relacji, przyświecał mi jeden, ale jakże szczytny cel. Chciałam zachęcić Was do wszelkich programów wymiany młodzieży. A jeśli już podejmiecie decyzję i będziecie chcieli pojechać na wymianę z organizacją Rotary, to z całego serca polecam jedyny słuszny kierunek, czyli Meksyk! Konkretnie region Chiapas, ale o tym później…

Przed wyjazdem, za każdym razem, gdy spotykałam się z przyjaciółmi czy znajomymi i mówiłam im o moich planach to pierwszym pytaniem było, dlaczego Meksyk? Nie boisz się? Wtedy zawsze odpowiadałam, że nie jestem pierwsza i z pewnością nie będę ostatnia, a poza tym, nie w całym Meksyku powiewa grozą…

Opowiem najpierw jak to się zaczęło.

Od początku września uczestniczyłam w spotkaniach klubu Rotary Katowice, tam poznałam wiele osób, które teraz są moją „wielką rotariańską rodziną”.
Oprócz spotkań w moim macierzystym regionie Katowic, byłam również w Bydgoszczy na spotkaniu młodzieży z całej Polski. Przygotowywano nas tam mentalnie do zbliżającego się wyjazdu. Właśnie podczas tych spotkań dowiedzieliśmy się jak zachowywać się podczas pobytu poza granicami naszej ojczyzny, na co zwracać uwagę i jakich zasad przestrzegać.

 

 

Podczas pamiętnego weekendu w Bydgoszczy moja „rodzina” poszerzyła się. Poznałam chociażby moją wspaniałą samolotową ekipę – Czarka, Julkę i Zuzię.

 

 

Przyznam szczerze, na początku w mojej głowie było spędzenie roku na wymianie młodzieżowej wyłącznie w USA, a spowodowane  to było zapewne nadmiarem oglądania High School Musical. Wiecie dzieciństwo rządzi się swoimi prawami, a ten film szczerze kochałam. Moja decyzja zmieniła się jednak po spotkaniach z studentami, którzy już wrócili do Polski. Meksyk zauroczył mnie kulturą, otwartymi ludźmi i śpiewającym językiem.

 

 

Okej, do sedna.

Po ciężkich pożegnaniach z przyjaciółmi, rodziną i domem, przyszedł czas na wylot.

 

Dzień pierwszy. 

Warszawa-Zurich, Zurich-Cancun

Na samym początku mojej przygody, meksykańscy organizatorzy zaplanowali Orientation Camp Dystryku 4195 w mieście Cancun. Zjechaliśmy się tutaj z każdego zakątka świata, co było świetnym pomysłem na oswojenie z myślą, ze każdy z nas będzie przeżywał te same problemy (jak np. dodatkowe kilogramy haha) i również każdy z nas będzie tutaj musiał spędzić rok.
Podczas pobytu w Cancun spotkałam tutaj wspaniałych ludzi, pełnych energii i chęci do działania!

 

 

Dzień drugi. 

Rotarianie wiedząc o tym jak lot bywa męczący, wzięli nas na Isla de Mujeres! Płynęliśmy tam promem, a podczas podróży poinformowano nas, że mamy wykupiony całodzienny pobyt na plaży w hotelu all inclusive. Tutaj spróbowałam pierwsze taco czy quasadille. Co więcej mogliśmy za darmo wypożyczyć sobie kajak, deskę czy sprzęt do snurkowania. Z pewnością jest to jedno z piękniejszych miejsc jakie miałam okazję zobaczyć (pewnie nie ostatni mój komentarz tego typu).

 

 

Dzień trzeci. 

Rano, trochę zniechęceni wiadomością, iż mamy ubrać długie spodnie i marynarki na taki upał, ruszyliśmy na spotkanie inauguracyjne. Z śmieszniejszych rzeczy, musiałam poprawić flagę Polski na jednym ze sztandarów, gdyż Meksykanie chyba nie do końca wiedzą, ze Indonezja i Polska to nie to samo.

 

 

Po obiedzie zabrali nas do centrum handlowego, które swoim wyglądem przypominało małe miasto.

Z przytupem kończy się mój weekendowy wypad do Cancun!

 

 

Tak prezentuje się moja pierwsza relacja z wymiany. Na razie czuje się jak na wakacjach i nie dochodzi do mnie, ze spędzę tutaj rok mojego cudownego życia.

 

Trzymajcie za mnie kciuki w mojej nowej rodzinie! BESOS

Więcej relacji tej osoby: