No więc jestem …

No więc jestem …

No więc jestem !

Przyleciałam do Japonii 20 sierpnia wieczorem i rodzina zabrała mnie na pokaz fajerwerków, były imponujące, ale straszna duchota, która tu panuje psuła mi trochę nastrój. Wychodząc z klimatyzowanego pomieszczenia ma się wrażenie, że panują tu warunki beztlenowe.
Wszystko jest naprawdę super, poza temperaturą, która codziennie przebija 35 stopni przy bardzo wysokiej wilgotności. Dla takiego człowieka północy jak ja bywa to ciężkie do przeżycia.

Rodzina jest miła, brat był na wymianie w Kanadzie i trochę przeraża mnie to, że tak słabo mówi po angielsku… Jednak rozumie to co ja mówię i nawet czasem coś wykrztusi, więc z komunikacją jest dużo lepiej niż u mnie w polskim domu, gdzie japonka, która do nas przyjechała nie mówi ani nie rozumie angielskiego, a po polsku teraz już chyba umie powiedzieć ze 4 słowa…

Niestety w domu jest trochę brudno i wiecznie panuje bałagan… jedyne miejsce jakie było posprzątane na mój przyjazd to środek mojego pokoju. Ale dam radę, pokój już sobie posprzątałam, a w kuchni co jakiś czas staram się trochę poogarniać jak nikt nie patrzy (nie chcę ich urazić).
Dużo ludzi martwiło się o moje jedzenie… Nie dziwię się i ja sama cały czas się o nie martwię. Warzywa są bardzo drogie, a wszystko inne bardzo słone, więc narazie udaję, że nie wiem o tym, że warzywa tyle kosztują. Japończycy jedzą nie przyprawione mięso ledwo ledwo usmażone, a ja za mięsem raczej nie przepadam… Próbuje tego co mi dają, ale czasami zapach mięsa wołowego, niezagluszony żadnymi przyprawami jest dla mnie bardzo odrzucający. Ja zawsze do obiadu jadałam jakieś warzywa i wiem, że potrzebuję tego, a tutaj przez kilka dni na stole obiadowym widziałam tylko usmażone bataty. Jednak już radzę sobie z wytłumaczeniem im tego po japonsku, więc ja sobie przyprawiam sama i smażę dłużej mięso, a sałatki robię sobie sama.

Poza tym jest naprawdę dobrze. Rodzina dba o to, żebym była zadowolona, a ja staram się jak najwięcej uczyć 🙂

Wczoraj miałam boskie objawienie. Na mojej ścianie chodził sobie mały gekon, który w japońskiej kulturze jest uznawany za bóstwo strażnicze domu. Czuję się dużo bezpieczniej, bo mam nadzieję, że moje małe bóstwo odstraszy te potwory (pająki wielkości dłoni od naszego domu).
Jeszcze nie chodzę do szkoły, ale to już tuż tuż. Wczoraj byłam zamówić letni mundurek, a dzisiaj pojechałam z host mamą po buty do szkoły. Pewnie niektórzy wiedzą, ale ja nie wiedziałam, że trzeba mieć specjalne buty na pójście do szkoły, które potem w szkole trzeba zmienić na takie straszne niebieskie klapki… Na szczęście moja host mama powiedziała, że porozmawia z nauczycielami i powie im, ze dla mnie niebieskie klapki do czarnych skarpetek są nie do przejścia… Zobaczymy, jak będę musiała to trudno. Może nie odpadną mi nogi z zażenowania.
Jeśli kogoś coś by interesowało, to proszę pisać… mimo wszystko nie mam na razie aż tak dużo rzeczy do roboty. Zmiana strefy czasowej mnie dobiła, więc wieczorami mam jakies 4 godziny, po tym jak wszyscy zasną. Za dużo też dzieje się, żebym mogła się uczyć, za bardzo jestem zmęczona temperaturą, stresem i niewyspaniem (przecież nie mogę im pokazać, że jestem leniem, więc wstaje skoro świt… no może nie, ale śpię koło 5 godzin dziennie).
Prawdziwy Japończyk przeprosił by teraz dwa razy za tak długie mówienie i poprosił o wyrozumiałość.
Na szczęście nie jestem prawdziwym Japończykiem i napisze Do widzenia!

 

 

Ta wiadomość została sprawdzona na obecność wirusów przez oprogramowanie antywirusowe Avast.
www.avast.com

Więcej relacji tej osoby: