Nie żałuję niczego, co do tej pory zrobiłam…

Nie żałuję niczego, co do tej pory zrobiłam…

 

Hej,

Kiedy to piszę, jestem w samym środku mojej wymiany.

Mam 6 miesięcy do wyjazdu z Australii, dwa miesiące do następnego obozu integracyjnego, 36 dni do wycieczki na Tasmanię, miesiąc do osiemnastych urodzin i nie żałuję niczego, co do tej pory zrobiłam.

Mam w głowie bardzo dużo refleksji, którymi chciałabym się podzielić, ale nie doszłam jeszcze do poziomu formowania ich w myśli i zdania. Za dużo zmienia się w zbyt krótkim odstępie czasu i człowiek zwyczajnie nie nadąża. To jest chyba efekt, który spokojnie nazwałabym magią wymiany. Zmieniasz się tak bardzo i dochodzisz do tak wielu wniosków, że nawet nie jesteś w stanie ich opisać.  Chyba właśnie padłam ofiarą tego procesu.

Na pewno jestem wdzięczna australijskiemu Rotary, za to, że umożliwiają nam praktycznie 12 miesięczne wymiany, w przeciwieństwie do innych krajów, które przeważnie wpuszczają studentów do siebie na 10-11 miesięcy. Tutaj zdecydowanie doceniam fakt, że dostałam trochę więcej czasu. Cały proces ma przez to więcej sensu i teraz widzę, żę każdy dzień jest na wagę złota, a dodatkowe prawie-dwa miesiące to jak wieczność w obecnej sytuacji.

Jakoże rok szkolny w Australii zaczyna się w Lutym, mamy teraz letnie wakacje, które trwają cały grudzień oraz styczeń. Wakacje, jak powszechnie wiadomo, powodują masę wolnego czasu, a także wycieczki! Wiele z nich odbyłam jednak jeszcze przed ich rozpoczęciem.  Gdzie byłam, jak mnie nie było?

 

  • Maryborough

Tym razem zabrano mnie do Military Museum. Moja kochana counselor Heidi kupiła wcześniej open ticket do wszystkich muzeów w tym mieście, więc postanowiłyśmy wykorzystać go do końca. Mimo małej przestrzeni, muzeum jest całkowicie upakowane ciekawymi historiami i przeszłością. Do tego cudowny pan przewodnik, który potrafi się nimi dzielić. Na wzmiankę o tym skąd pochodzę, dowiedziałyśmy się między innymi o tym, że w Australii istnieje miasto Cracow i znajduje się ono w naszym stanie! Szok.

 

 

Miałam także przyjemność udać się do tego miasteczka z moją host mamą, zaraz przed Świętami, odwiedziłyśmy Christmas Market, pełen pysznego jedzenia, owoców i innych lokalnych produktów, sprzedawanych w dużej mierze przez okolicznych farmerów i rzemieślników.

 

  

 

Następnie host mama zabrała mnie do pewnego sklepu. Do sklepu, ale założę się, że nie ma on nic wspólnego ze sklepem, który sobie w tym momencie wyobrażasz. Zabrała mnie do „Brennan & Geraghtys Store”, najdziwniejszego i najbardziej fascynującego miejsca, w jakim do tej pory byłam.

 

   

 

Otwarty w 1871 roku, był własnością jednej rodziny, aż do lat 70 XX wieku, kiedy małżeństwo Geraghtys zostalo zmuszone zamknąć sklep w wyniku kryzysu gospodarczego w całym kraju – ludzie kupowali wiele produktów na dług, którego nie byli w stanie później spłacić. Właściciele byli przychylni i przymykali na wiele spraw oko, bo wiedzieli, że ludziom ciężko było przetrwać w tamtym okresie, co niestety skończyło się tragicznie dla ich biznesu.

Co ciekawe, właściciel sklepu, kiedy zapadła decyzja o bankructwie, opuścił sklep, pozostawiając na półkach wszystkie produkty spożywcze. Znajdowały się one w takim stanie przez następne kilkadziesiąt lat.

To dlatego możemy dzisiaj oglądać półki sklepowe z nienaruszonymi towarami z tamtego okresu. Sytuacja unikatowa i trudna do znalezienia gdziekolwiek indziej na świecie. Wspaniałe miejsce!

 

 

 

  • Cracow

Moja  counselor Heidi,  pewnego dnia na porannym spotkaniu klubu, podeszła do mnie i ogłosiła, że jako mój prezent na nadchodzące urodziny, chciałaby mnie zabrać do pewnego miasta, o którym rozmawialiśmy wcześniej z panem z Military Museum. Do Krakowa. (To też był szok)

Tak więc pojechałyśmy na trzy dni wgłąb lądu i wszyscy nauczyciele w szkole życzyli mi powodzenia, bo to miasto jest podobno słynne z tego, że nic w nim nie ma, a zapowiadane temperatury przekraczały 40 stopni Celcjusza.

 

 

Na miejscu faktycznie zastałyśmy około pięciu domów oraz tajemniczy Pub „Cracow”.

  Stojące lepkie powietrze, brak ludzi, niewyrabiające się na zakręcie olbrzymie ciężarówki, masa czerwonego pyłu i w kółko piejący kogut przeniosły mnie myślami do innego wymiaru. Nagle znalazłam się w świecie, który do tej pory widziałam tylko na filmach, i to na takich, well, bardzo z przeszłości.

 

    

 

Próbowałyśmy dostać się do Pubu, ponieważ słychać było włączony klimatyzator i nawet telefon, pod który dzwoniłyśmy, ale ostatecznie nikt nie pofatygował się, żeby nam otworzyć. Powstało za to parę dobrych zdjęć z klimatem.

 

     

 

Cracow okazał się być byłą żyłą złota i miasteczkiem, które słynne było właśnie z jego wydobycia i kopalni, która do dziś funkcjonuje w jego okolicach, jednak już nie na tak dużą skalę, jak kiedyś. Znalazłyśmy nawet muzeum! A w nim informację o tym, że miasto zostało założone przez Polaka, który przybył do Australii w latach 50 XVIII wieku. Założone przez siebie miasto nazwał Cracow – na cześć miasta, a także Powstania Krakowskiego (przeciw Austriakom), które miało w nim wtedy miejsce.

 

       

 

Noc spędziłyśmy w Airbnb na farmie. To przeżycie również na dłuuugo zapadnie mi w pamięć, ponieważ nie ważne w którą stronę się obejrzałam, do okoła nie było absolutnie NIC. Pierwszy raz w życiu doświadczyłam takiego uczucia i powtarzając się, było ono nieporównywalne z niczym innym. Niestety przez okoliczne pożary, niebo było nieco zamglone, ale i tak księżyc wydawał się być jaśniejszy od jakichkolwiek lamp ulicznych.

 

   

 

 

 

  • School Celebration of Achievement

Jak każdego listopada, z okazji zakończenia roku szkolnego odbyła się w mojej szkole gala wręczenia nagród za osiągnięcia uczniów w 2019. Uroczystość połączona była z występami wielu uczniów i odbyła się w teatrze miejskim w pobliskiej miejscowości. Miałam przyjemność grać wraz ze szkolną orkiestrą podczas całej uroczystości. Otrzymałam także nagrodę „Saphire Celebration of Effort”, wyróżniającą uczniów, którzy dobrze sprawują się w oczach nauczycieli.

 

     

 

W mojej szkole w Krakowie, w dniu zakończenia roku szkolnego, także organizowana jest podobna gala, jednak tutaj bardzo zdziwił (i zaciekawił) mnie fakt ubiorów nauczyciei. Wszyscy nauczyciele zobowiązani są nosić swoje „graduation robes”, czyli szaty, które otrzymali w dniu zakończenia nauki na uniwersytecie. Kolor i kształt danego stroju odpowiada barwom uniwersyetu, a także poziomie wykształcenia danej osoby.  Uważam, że ten zwyczaj jest piękny. Wydaje mi się, że w tym dniu wszyscy jakoś tak inaczej patrzymy na nauczycieli. Więcej szacunku, doceniamy ich całoroczną pracę.

Po lewej ja z moim nauczycielem muzyki, a po prawej z wychowawcą mojego rocznika (klasa 11):

 

 

 

 

  • Obóz integracyjny

Z początkiem grudnia miał miejsce tygodniowy obóz integracyjny tylko  dla studentów z naszego dystryktu (jest nas 10). Wszystko to działo się w Hervey Bay, czyli w mieście, w którym mieszkam cały czas podczas mojej wymainy.

Obóz poprzedzało weekendowe spotkanie  z australijczykami, którzy wybierają się na wymianę w styczniu. Oprócz dyskusji w grupie i rad udzielanych z obu stron, mieliśmy także zaplanowane wiele atrakcji, czysto dla fanu.

 

„Inbounds” & „Outbands”

Poszliśmy na ściankę wspinaczkową

 

Zrobiliśmy wspólnymi siłami australijskie ciasto Lamington

 

 

Po wszystkim pojechaliśmy do Hervey Bay, żeby nareszcie spędzić tydzień czasu tylko w naszym towarzystwie.

 

 

Podczas całego tygodnia, Rotary obdarzyło nas niewiarygodnym zaufaniem i myślę, że wszyscy trochę nie mogliśmy wyjść z podziwu w tej kwestii. Chłopcy spali w domu jednego z rotarian. Dziewczyny natomiast (jest nas 7), dostały do własnej dyspozycji cały apartament znajdujący się na parterze domu ludzi, którzy także są w moim host klubie. Mieliśmy do dyspozycji własną kuchnię, salon, dwie sypialnie i łazienki. Dostaliśmy wolną rękę w spędzaniu czasu. Sami gotowaliśmy, sprzątaliśmy i spędzaliśmy całe dnie wszyscy razem. 3 minuty do oceanu.

 

 

Oczywiśćie w planie było kilka wcześniej zaplanowanych wycieczek, na które wszyscy czekaliśmy.

Jeden cały dzień spędziliśmy na Fraser Island, składającej się w całości z piasku wyspie-raju, na którą z Hervey Bay codziennie kursują promy.

 

 

Lake McKenzie

 

Eli Creek River

 

Psy dingo

 

Przed wrakiem statku z I WŚ

 

Na całej plaży Fraser Island panują przepisy drogowe jak na autostradzie, nie można więc po prostu opalać się na jej środku, bo istnieje niebezpieczeństwo rozjechania przez pędzący 100km/h autobus terenowy. Zresztą i tak byłoby na to za ciepło, a kąpiele w tej części oceanu są niewskazane przez zabójcze meduzy, prądy i rekiny, które czasem podpływają do wybrzeża wyspy.

 

 

Zdjęcie z Państwem z Gdyni, których spotkałam w autobusie:

 

Jeden z poranków spędziliśmy pływając na „banana boat” , w kajakach oraz na Paddle boards (ponieważ fale na oceanie w Hervey Bay to zjawisko rzadkie, przez Fraser Island, która całkowicie osłania wybrzeże od oceanicznych prądów, silnego wiatru, a także rekinów).

 

 

Pewnego dnia poszłyśmy z dziewczynami na najdłuższe molo w mieście.

 

Ostatniego dnia wszystkie odwiedziłyśmy świąteczny festyn z masą jedzenia

 

Muszę powiedzieć, że jesteśmy bardzo zgraną grupą i cieszę się, że trafiłam na takich cudownych ludzi, będąc na wymianie właśnie tutaj, w Queensland, w Australii.

 

 

 

  • Koncert świąteczny ze szkołą

4 grudnia, zaraz przed zakończeniem roku szkolnego i letnią przerwą wakacyjną, odbył się w mojej szkole Świąteczny Koncert Kolend, w którym miałam przyjemność wystąpić, jako część szkolnej orkiestry. Trochę dziwnie było słuchać kolend w sukience i 35-stopniowym upale, ale kiedy pan od muzyki odpalił wielką maszynę do „śniegu” plującą pianą na wszystkie strony, wiedziałam, że Australijczycy też podchodzą do tego z dystansem. Czasem kocham ten kraj.

 

 

 

  • Sydney

Pani, która w przyszłości będzie moją trzecią host mamą, potrzebowała coś załatwić w Sydney. Miała w planie jechać tam razem ze swoją córką. Jedno miejsce w samochodzie wciąż było puste, więc zapytały, czy nie chciałabym dołączyć do ich ‘road trip’. Oczywiście, że chciałam!

To już mój drugi pobyt w Sydney, wcześniej byłam tu sześć miesięcy temu, na samym początku. Tym razem odwiedziłyśmy słynny Luna Park. Cudowne doświadczenie (mimo gigantycznego smogu), które najlepiej opiszą chyba zdjęcia:

 

 

 

  • Canberra

W drodze powrotnej stwierdziły, że skoro jesteśmy już tak blisko, warto zajrzeć na dzień do stolicy – Canberry.

Zwiedziłyśmy Parlament.

 

 

Canberra to miasto zaprojektowane i zbudowane praktycznie od zera, w 1913 roku. Stolicą oficjalnie została w maju 1927  „wygrywając” rywalizację o to stanowisko pomiędzy Sydney i Melbourne – Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.

 

Odwiedziłyśmy też Muzeum Narodowe w Canberze, które doskonale tłumaczy historię i początki Australii, a także opisuje dzieje flory i fauny w tej części świata.

 

 

Australia War Memorial upamiętnia wszystkich australijskich żołnierzy, którzy zginęli podczas wojen. Często i na tych, które w ogóle nie były związane z terytorium ich kraju.

 

 

Last Post Ceremony to około dzisięciominutowa uroczystość, podczas której wspomina się historię jednego z żołnierzy, którego imię zapisane jest na ścianach budynku. Śpiewany jest hymn, następnie dudziarz odgywa wojskową melodię odpowiednią do tej sytuacji, a na koniec trębacz. Przedtem jeszcze składane są wieńce – przez ludzi, którzy zgłoszą wcześniej taką chęć. Tego dnia byli to reprezentanci uczniów szkoły z Tasmanii, amerykańska delegacja i rodzina z Nowej Zelandii.

 

 

W środku samego budynku znajduje się przeogromne muzeum z pokaźną kolekcją mundurów, broni i przemdiotów codziennego użytku związanych z militarną historią Australii. Niestety, przez natłok atrakcji tamtego dnia, miałam zaledwie kilka minut, żeby rozejrzeć się po wystawie.

 

 

 

  • Największe w Australii obserwatorium astronomiczne

W drodze powrotnej z Canberry, zatrzymałyśmy się w małej i niepozornie wyglądającej wiosce – Coonabarabran (bez obaw, mnie zajęło dwa dni, zanim nauczyłam się poprawnie to wymawiać). Okazało się, że w pobliskich górach (i przy tym, parku narodowym) znajduje się największe i najbardziej znaczące obserwatorium astronomiczne w Australii – „Siding Spring Observatory”, które pełni jedną z kluczowych ról w międzynarodowym systemie obserwatoriów. Na całym jego terenie znajduje się ponad 60 teleskopów, w tym jeden pod własnością Instytutu Kopernika w Toruniu 😊

 

Odwiedziłyśmy miejscowe muzeum i zobaczyłyśmy jeden z największych teleskopów, „Anglo Australian Telescope”, z bliska.

 

 

 

  • Święta w Australii

Pochodząc z Polski, gdzie Święta Bożego Narodzenia celebrowane są z wielką tradycją i splendorem, nie wiedziałam do końca czego spodziewać się po Australii w tym specjalnym dniu. Postawnowiłam zrobić więc to, co każdy student wymiany potrafi robić najlepiej: obserwować.

Święta w Australii mogą z początku wydawać nam się żartem, bo przecież nie ma tutaj śniegu, a i ciężko też o naturalną choinkę, bo one tutaj po prostu nie są w stanie urosnąć. Jednak australijczycy znaleźli własny sposób na ich obchodzenie Świąt i trzeba przyznać, że wychodzi im to całkiem nieźle.

Już w połowie listopada w sklepach zaczynają pojawiać się świąteczne produkty, a z początkiem grudnia w centrach handlowych zawisną odpowiednie dekoracje. Obsluga wielu sklepów będzie też nosić świąteczne koszulki czy sukienki.

Wigilia Świąt Bożego Narodzenia nie jest celebrowana w tym kraju. Nie ma ani uroczystej kolacji, ani rozpakowywania prezentów czy dzielenia się opłatkiem. W zależności od wyznania, ludzie mogą w ten dzień udać się na pasterkę lub inne nabożeństwo odpowiadające uroczystej mszy.

Cała zabawa związana z celebrowaniem Świąt, tak naprawdę zaczyna się (i kończy) w Pierwszym Dniu Świąt.  To wtedy po śniadaniu wszyscy śpieszą się, żeby zająć najlepsze miesce pod choinką i jak najszybiej odkryć, co w w tym roku podarował im Santa. Dzień wcześniej dzieci zostawią mu ciasteczka i mleko, a dla reniferów zarezerwowane będą marchewki. W tle transmisja Bożonarodzeniowego koncertu z Sydney.

Jeżeli chodzi o świąteczne śniadanie, to całkowicie zależy od gustu domowników. Jedną z najprawdopodobniejszych opcji będą jajka z bekonem, tosty z awokado, hash browns (malutkie placki ziemniaczane – popularna przekąska i dodatek do śniadań), owoce. Moja host rodzina zrobiła w tym dniu naleśniki z syropem klonowym.

Lunch. Wielki i słynny Christmas Lunch, odpowiednik naszego świątecznego obiadu, będzie składał się na pewno z krewetek –prawns (nieodłączny i kultowy element tego święta) i sałatki.  Rzadko kiedy znajdziemy na świątecznym stole jakiekolwiek ciepłe potrawy. Jest na to zwyczajnie za gorąco. Czasem gospodarze postarają się o hot pies, czyli małe tarty wypełnione na ogół mięsem – specjalność Australii.

Na deser christmas pudding – ciasto smakiem podobne do naszego piernika, z tym że wypełnione różnego rodzaju owocami i przygotowywane w zupełnie inny sposób. Ciasto na piernik upieczemy w piekarniku, natomiast Pudding włożymy do szczelnie zamkniętego pojemnika, który następnie umieścimy w garnku z gotujaca się wodą. Moja host rodzina podawała pudding z lodami waniliowymi, (nie- bitą) śmietaną oraz custard (czymś, co w smaku bardzo przypominało mi budyń waniliowy w kartonie).

 

 

Ostatecznie, po jedzeniu, wszyscy wskakują do basenu i starają się przeżyć (średnia temperatura 35*). Mało jest w Australii domów bez basenu.

 

 

  • Ludzie, którzy mnie otaczają

Tak jak już wcześniej pisałam, wymiana to ‘włożenie’ samego siebie do całkowicie innego otoczenia i próba przetrwania. I naprawdę jest tak, że mierzysz się z rzeczami, o których nigdy w życiu byś nie pomyślała i nie wpuściła do swojej głowy. A jednak one istnieją, i spadają na ciebie w najmniej spodziewanych momentach roku, który przecież miał być tym wymarzonym, wyidealizowanym i najlepszym w życiu. A one spadają i spadają, i nie chcą przestać, a ty musisz sobie poradzić, bo nie ma wyjścia i nie da się uciec. I takim oto sposobem dochodzisz do połowy wymiany. Widzisz swoje osiągnięcia. I nagle okazuje się, że to jest jednak ten najlepszy rok twojego życia. Tylko że nikt, absolutnie nikt, nie będzie w stanie opisać ci wcześniej, co przeżyjesz oraz jak się do tego przygotować.

😊

Gdyby nie członkowie mojego host klubu Rotary, w życiu nie zobaczyłabym tego, co było mi dane widzieć podczas ostatnich miesięcy.

Spotkałam kilkoro Polaków (w najdziwniejszych miejscach – ostatnich, w których bym się ich spodziewała. Na przykład na środku malutkiej wyspy Fraser Island lub w kawiarni w parlamencie w Canberze) oraz dużo ludzi, których korzenie w jakimś stopniu powiązane są z Polską.

Wszystko idzie zgodnie z planem i pozostaje mi tylko cieszyć się chwilą i tym, co mam.

 

Dziękuję

Jeżeli macie jakiekolwiek, serio, jakiekolwiek pytania o moją wymianę, piszcie śmiało, bo lubię na nie odpowiadać:

Instargram: @greeeen_dreams

Facebook: Zofia Majcherczyk

Gmail: zofiamajcherczyk@gmail.com

YouTube: Zofia Majcherczyk

Więcej relacji tej osoby: