Moja podróż…

Moja podróż…

Moja podróż zaczęła się 24 lipca.

Po dwóch dniach dotarłam do Australii, gdzie czekała na mnie pierwsza host rodzina wraz z osobami z Rotary z Perth. Moją pierwszą rodziną była moja ciocia, która wyprowadziła się z Polski 17 lat temu. Niestety byłam u niej tylko przez kilka dni. Przez pierwszy tydzień byłam bardzo zmęczona, ale trzeba było załatwić takie sprawy jak konto w banku, czy karta telefoniczna. Po pięciu dniach pojechałam na 'Briefing weekend’ gdzie poznałam wszystkich studentów wymiany. Co mnie bardzo zdziwiło, to pogoda. Myślałam, że to tylko Australijczycy mówią takie bzdury, że mają okropną zimę. Jako Polka mogę tylko to potwierdzić. Mimo, że ubierałam po trzy długie rękawy nadal marzłam.
Całe szczęście pierwszą część wymiany spędzam w Broome. Jest to małe miasteczko, gdzie musiałam dolecieć z Perth. Ta podróż zajęła mi 2.5 godziny. Gdy wysiadłam z samolotu to wreszcie poczułam, że jest mi ciepło. Tutaj codziennie jest taka sama temperatura, czyli ok.30/35 stopni. W poniedziałek miałam dzień wolny. Trzeba było załatwić mundurek i odespać wczorajszą podróż. Tutaj zdjęcie mojego mundurka szkolnego .


We wtorek poszłam pierwszy dzień do szkoły. Znajomi mojej host rodziny mają córkę w mojej klasie. To właśnie ona się mną zaopiekowała, bo wybrałam takie same przedmioty jak ona. Aktualnie uczę się sześciu przedmiotów: matematyki, angielskiego, chemii, biologii, gotowania i sportu. Wszystkie przedmioty są po cztery razy w tygodniu. Sport i gotowanie dzieli się tak, że po dwa razy jest teoria a po dwa praktyka. Szkoła sama w sobie też wygląda zupełnie inaczej. Nie ma jednego budynku jak w Polsce, tylko kilka małych położonych na placu. Korytarze są na świeżym powietrzu.

Nauczyciele też są również inni. Myślę, że przejmują się tylko najważniejszymi rzeczami. Pani od matematyki to nawet na pierwszej lekcji nie zauważyła, że jestem nowa.
Spotkania Rotary w Broome odbywają się w środy o 6.30 rano. Jest to dla mnie bardzo ciężkie, dlatego, że zazwyczaj do nocy piszę z moimi znajomymi z Polski, którzy mają sześć godzin w tył.
Dzisiaj chyba jest mój najmniej udany dzień, bo rodzice powiedzieli mi, że mam do szkoły jechać rowerem. Nie pokazali mi drogi (już nie pierwsza taka sytuacja) i się zgubiłam. Mój host tata na szczęście znalazł mnie i zawiózł mnie do szkoły. Jutro spróbuję ponownie.

Więcej relacji tej osoby: