Mój rok z życia… Na drugim końcu świata

Mój rok z życia… Na drugim końcu świata

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest poznać zupełnie inny kraj, z wieloma różnicami kulturowymi, językiem, w którym umiecie powiedzieć tylko 'dzień dobry’?

 

 

Już wam opowiadam.

Moja przygoda w Brazylii zaczęła się ponad miesiąc temu kiedy przyleciałam do Belo Horizonte, miasta w którym mieszkam.

Pierwsze co trzeba powiedzieć o Brazylijczykach to to, że są bardzo otwarci, uwielbiają się przytulać i dużo rozmawiać, tym bardziej jak jesteście z takiej części świata jak Europa. Trudności się pojawiły gdy okazało się, że mało kto potrafi mówić po angielsku, co mnie zmusiło do ekspresowej nauki portugalskiego, dzisiaj potrafię powiedzieć mniej więcej wszystko co chcę, jednak zajmuje mi trochę czasu zrozumienie i odpowiedź. Na szczęście ludzie tutaj są bardzo wyrozumiali i pomocni, nauka języka obcego nie jest taka straszna jak się wydaje na początku.

 

Kuchnia regionalna dla każdego znajdzie coś dobrego, moim faworytem są pão de queijo czyli serowe bułeczki, wywodzą się z Minias Gerais czyli stanu, w którym mieszkam. Każdego dnia na obiad, który jest zawsze o 13.00, jem ryż oraz fasolę z różnymi rodzajami mięsa i warzywami. Ryż i fasola to jak polskie ziemniaki, muszą być zawsze, ale dla nas Polaków to brazylijskie owoce są największym atutem. Codziennie poznaje nowe, niektóre są lepsze, inne mniej, jednak za każdym razem potrzebuje kogoś kto mi powie jak się je dany owoc, wbrew pozorom nie wszystko jest takie oczywiste.

 

 

Szkoła wyglada zupełnie inaczej, w prawie każdej szkole są mundurki, lekcje zawsze zaczynają się o 7.00, pierwsza i jedyna w ciągu dnia przerwę mam o 10.00. We wszystkie dni wychodzę ze szkoły o 12.30 na lunch, po południu nie wracam, ale niektórzy uczniowie tak, kończą wtedy lekcje o 17.40. Poziom nauczania różni się od tego w Polsce, gdyby nie fakt, że nie wszystko rozumiem, testy byłyby dla mnie pestką, również dwa razy w tygodniu chodzę na pięciogodzinny wolontariat do przedszkola dla dzieci z biednych rodzin, prowadzonego przez siostry zakonne.  Wbrew pozorom taka praca z dziećmi daje bardzo dużo frajdy, zwłaszcza kiedy każde dziecko krzycząc „ciociu” rzuca się na szyje i nie ma zamiaru puścić.

 

Najważniejszą rzeczą w życiu każdego studenta wymiany jest host rodzina, czyli ta, z którą mieszkam podczas mojego pobytu tutaj. Przez ten rok będę miała 3 różne rodziny, aktualnie mieszkam z pierwszą, moi host rodzice nie mówią po angielsku co jest często utrudnieniem, a mój host brat nie jest zbyt zaawansowany w mówieniu w tym języku, co jeszcze bardziej mnie zmusza do nauki portugalskiego. Nie mniej jednak dobrze się dogadujemy, mamy wiele wspólnych tematów, traktują mnie jak prawdziwą córkę i siostrę.

 

 

Jeśli chcielibyście się dowiedzieć więcej lub o coś zapytać zapraszam was na mój fanpage:

„Brazilian Adventure” oraz mojego instagrama: „pinaaa.colada”.

 

Na wszystkie pytania chętnie odpowiem 😄

 

 

 

 

 

Więcej relacji tej osoby: