Już połowa wymiany za mną!!!!!

Już połowa wymiany za mną!!!!!

Już połowa wymiany za mną!!!!! Pięć miesięcy w USA minęło mi niezwykle szybko, to dlatego że ciągle jestem zajęta i nie mam czasu na analizowanie ile tutaj jestem, ile dni mi zostało. Po prostu się  cieszę i korzystam z mojego pobytu w Stanach.

Święto Dziękczynienia było czymś na co długo czekałam. Byłam bardzo podekscytowana tym świętem, bo dużo Amerykanów mówiło mi że je pokocham. Przewidzieli przyszłość. Jest to moje ulubione święto. Obchodzi się je jak Wigilię, tylko bez prezentów. Jest to duża kolacja z rodziną, podczas której mówi się , za co jesteśmy wdzięczni. Razem z moim host  tata, przygotowywaliśmy kolacje dla 10 osób. Zrobiliśmy puree z batatów, coś  a’la wytrawne muffiny, pieczone warzywa, pumpkin pie no i gwóźdź programu- pieczony indyk z syropem klonowym.

 

Tradycyjnie po Święcie Dziękczynienia moja rodzina pojechała po choinkę. Wstaliśmy z samego rana aby wybrać najładniejsze drzewko. Było to dla mnie niezwykłe przeżycie, ponieważ była to końcówka listopada. W domu zazwyczaj ubieramy choinkę tydzień przed Wigilią. W USA zaraz po tym święcie zaczyna się ‘’holiday season’’.  W radiach grają świąteczne piosenki, w sklepach pojawiają się mikołaje, no i w telewizji lecą świąteczne filmy. Jak dla mnie ostatni tydzień listopada, to trochę za wcześnie na wprawianie się w świąteczny nastrój. Mimo tego bardzo się cieszę że mogłam tego doświadczyć.

 

Po 4 dniowej przerwie od szkoły, była pora do niej wracać. Jak już wspomniałam w poprzednich relacjach, jestem w drużynie koszykówki. Jesteśmy w połowie sezonu i ciężko trenujemy aby przejść do sectionals. Nasz trener ( który ma babcie Polkę!!!!) nas nie oszczędza.

Trenujemy codziennie, kosz pochłania cały mój wolny czas. Mecze, treningi, szkoła tak spędzam swój czas. Przez to niestety nie mam czasu aby porozmawiać ze znajomymi, za równo tymi w Polsce jak i z wymiany. Nie spodziewałam się że kosz będzie aż tak intensywny. Mimo tego nie żałuję, że jestem w drużynie. Drużyna stała się moją rodziną, wiem że mogę liczyć na moje dziewczyny w każdej kwestii.

 

Dzięki temu że uprawiam sport, faktycznie poczułam jak to jest być w amerykańskim liceum. To uczucie jak wychodzę na parkiet i kozłuję piłkę jest niesamowite. Szkoda że sezon trwa tylko do końca lutego.

 

Pomiędzy Świętem Dziękczynienia a Świętami Bożego Narodzenia, wraz z rodzinką wyskoczyliśmy na tripa do NYC. Kocham to miasto, wiec korzystam z każdej okazji aby tam pojechać. Miałam okazję poznać NYC od zupełnie innej strony, niż poznałam podczas wycieczki z wymieńcami. Mieszkaliśmy na Brooklynie. Brooklyn jest zupełnie inny niż Manhattan, o wiele spokojniejszy, stylowy. Ta dzielnica ma swój klimat. Będąc w NYC w okresie świątecznym, obowiązkowo poszliśmy zobaczyć sławną choinkę przy Rockefeller Center, no a potem tradycyjnie na 5th Ave i Times Square.

 

Święta w Ameryce były czymś wyjątkowym. Pierwszy raz w życiu nie miałam Wigilii. W Stanach obchodzi się 25 grudnia. Wstaliśmy z samego rana na wyśmienite śniadanie. Mój host tata dzień wcześniej przygotował cinamon rolls. Jedząc przecudowne rollsy, odpakowywaliśmy stocking. Stocking to takie małe prezenty które św. Mikołaj przynosi do skarpety powieszonej nad kominkiem. Zaraz po odpakowaniu stockingu, pojechaliśmy do mamy mojego host taty aby odpakować duże prezenty. Byłam zaskoczona ile dostałam prezentów, bardzo mnie tym zaskoczyli. Zmagałam  się  przez dłuższy czas co dać mojej rodzinie na święta. Chciałam aby to było coś zrobionego własno ręcznie, coś co zapamiętają na dłużej. Zrobiłam im kolaż z naszych zdjęć, które oprawiłam w ramkę. Amalie i Marshall byli zachwyceni, wzruszyli się!

 

Zaraz z zakończeniem, świąt zmieniałam rodzinę. Nie sądziłam że będę to tak przeżywać. Przyznam się… płakałam. Było mi bardzo trudno odejść od mojej pierwszej rodziny. Głównie dlatego, że zżyłam się z nimi. Poczułam się jako pełnoprawny członek rodziny. Moja host mama była nie tylko moim opiekunem, ale i przyjaciółką, host tata był najlepszym kucharzem na świecie z którym potrafiłam żartować non stop. Najgorzej było mi się rozstać z moim host bratem- Provincem. Pokochałam go ja biologicznego brata, nie wyobrażałam sobie tego że nie będzie mnie budził i nie będziemy razem się bawić. Pierwsza rodzina jest wyjątkowa, ma w sobie cos specjalnego. Nie wiem dlaczego, wydaje mi się ponieważ, pierwsza rodzina sprawia  twoje pierwsze wrażenie na temat kraju do którego się udajesz, sprawia czy poczujesz się jak w domu, albo na odwrót czy będzie to dla Ciebie ciężki czas.

 

Moja druga rodzina jest równie wspaniała co pierwsza, jest to zupełnie inne doświadczenie, ponieważ moi pierwsi host rodzice byli zaraz po 30stce. Obecni są trochę starsi od moich prawdziwych rodziców. Mam tutaj siostrę która ma 16 lat, jesteśmy przeciwieństwami. Przeciwieństwa się przyciągają! To powiedzenie sprawdza się w mojej sytuacji w stu procentach. Szybko poczułam się w nowym domu swobodnie. Bardzo bałam się zmiany rodziny, ponieważ miałam już swoją rutynę, poznałam członków rodziny. Nagle przychodzi ten dzień, że trzeba się spakować i przeprowadzić. Wydaje mi się że zaczynam rozumieć dlaczego Rotary zapewnia nam 3 różne rodziny. Na pewno dzięki temu mamy okazję jeszcze lepiej poznać Amerykę, no a przecież to jest celem naszej wymiany!

 

Więcej relacji tej osoby: