Jestem tu już miesiąc.

Jestem tu już miesiąc.

Początek

19 sierpnia o 17 miałam samolot z Warszawy do Amsterdamu, a stamtąd do Tajpej. Lecieliśmy w grupie 5 osób. W Amsterdamie dołączył do nas Rodrigo z Meksyku. W samolocie (Amsterdam-Tajpej) okazało się, że lecimy jeszcze z chłopakiem z Holandii (nie pamiętam jego imienia). Wylot z Amsterdamu był opóźniony przez naszego kolegę, który się zgubił. Stewardessa dzwoniła już do obsługi by wyjęli jego bagaż, ale znalazł się w ostatniej chwili.

W Tajpej wylądowaliśmy 20 sierpnia po 14 czasu lokalnego. Zostaliśmy przywitani bardzo serdecznie przez moich rodziców i innych rotarian. Zaczęła się sesja zdjęciowa. Wstawiam jedno zdjęcie z wielu, które zrobili. Plakaty trzymam ja, Rodrigo i moi host rodzice.

 

Ja i Rodrigo nie mogliśmy dotrzeć na lotnisko docelowe w Kaohsiung, dlatego moi rodzice przyjechali po nas do Tajpej. Po czterech godzinach w samochodzie (po 20) dotarliśmy do lotniska w Kaohsiung. Odbyło się oficjalne powitanie Rotary i kolejna sesja zdjęciowa. Rodrigo został przywitany przez swoją rodzinę.

 

Gdy skończyliśmy, rodziny zabrały nas na Night Market. Jest to taki targ, ale głównie street food’u. Próbowaliśmy różnego jedzenia: prażonego kurczaka, dziwnych słodkich kulek z mąki, bubble tea, smażonego kalmara z warzywami, ciasta z całym jajkiem i śmierdzącego tofu – grillowanego i gotowanego.

 

Osobiście bardziej smakowało mi gotowane tofu. Grillowane smakuje jak stary, lekko wilgotny, zły chleb. Jest brązowe. Gotowane jest mniej więcej białe.

 

 

Bardzo lubię swoją pierwszą rodzinę. Chcą mi pokazać jak najwięcej. Mieszkam w Kaohsiung. Szkołę mam w Pingtung, gdzie mieszkają moje następne rodziny.

W szkole jestem jedyna z wymiany, przez co jestem gwiazdą. Ludzie cieszą się jak tylko powiedzą mi ,,cześć”. Wszyscy są dla mnie bardzo mili i pomocni. Byli zaskoczeni, że bez problemu radzę sobie z pałeczkami.

 

Ludzie tutaj mają zamiłowanie do robienia zdjęć i robią je kiedy tylko nadarzy się okazja, szczególnie ze mną lub innymi wymieńcami.

Jedzenie jest bardzo dobre, choć tłuste i często dziwne. Chyba już zdążyłam trochę przytyć. Pierwszego tygodnia miałam małe załamanie. Nie mogłam patrzeć na jedzenie ani o nim myśleć. Tęskniłam za normalnym, ale nie wiedziałam dokładnie za czym. Największą różnicą jest chleb. Nie ma normalnego, twardego, pełnoziarnistego chleba. Są tylko słodkie bułki jakby knedliki (w różnych wariacjach).

W ciągu tego miesiąca przeszły już dwa tajfuny, dzięki czemu nie musiałam iść do szkoły. Jedne drzwi w naszym domu nie są do końca szczelne przez co zbiera się w tym pokoju jezioro wody.

Chińskiego uczę się w domu z rodziną, w szkole z uczniami i na zajęciach, które dopiero się zaczęły. Jakoś idzie, ale ciężko. Wszystko brzmi podobnie.

Poznałam wielu ciekawych ludzi, zawarłam dużo przyjaźni. Tęsknię za domem, ale jest super.

 

Więcej relacji tej osoby: