Hawaje były wspaniałe…

Hawaje były wspaniałe…

Marzec był pełen niesamowitych wydarzeń. Wild Game Feast, wycieczka na Hawaje, Spring Break, camp out z Girl Scouts i ostatnie mecze sezonu.

 

Wild Game Feast to coroczna impreza dobroczynna organizowana przez Rotary Club of Gainesville. Kiedy Jan zaproponowała, żebym z nią poszła wyobraziłam sobie małą imprezę w kręgu klubu- 100 do 150 osób. Okazało się jednak, że wydarzenie gromadzi ich średnio 1000-1500, a rotarianie są w stanie zebrać około 20 000 dolarów i przekazać je wybranej fundacji charytatywnej. Impreza polega głównie na jedzeniu, czyli tym co uczestnicy wymiany lubią najbardziej. Tyle że jedzenie nie jest przypadkowe- podawane są potrawy z tego, co na Florydzie można upolować- aligatory, dzikie świnie, ptaki z bagien, sarny, a także tradycyjne hush puppies. Na deser, jeśli ktoś jest w stanie jeszcze coś wcisnąć, można było dostać Key Lime Pie.

 

 

Dzień 1

Dzień po Wild Game Feast nadszedł długo wyczekiwany moment- wycieczka na Hawaje. Lot z Orlando do Honolulu przez Los Angeles był długi, ale widok wysp z lotu ptaka i pierwsze zderzenie z gorącą ścianą wilgoci na Hawajach zdecydowanie wart każdej minuty grozy na pokładzie samolotu. Ponieważ większość uczestników przybyła dopiero po południu, pierwszego dnia odbyło się tylko spotkanie orientacyjne.

 

 

Dzień 2

Następnego dnia najpierw poszliśmy na plażę, gdzie wsiedliśmy na katamaran i popłynęliśmy ku przygodzie. Z pokładu podziwialiśmy Diamond Head i panoramę Honolulu. Oprócz tego próbowaliśmy wypatrzeć wieloryby- humbaki, które w okolicach marca przypływają tu, żeby się rozmnożyć. Tym sposobem zobaczyłam swojego pierwszego w życiu wieloryba!

 

 

Po południu wyruszyliśmy na wycieczkę dookoła Honolulu- odwiedziliśmy jeden z 2 pałaców na terenie Stanów Zjednoczonych, zjechaliśmy w krater nieczynnego wulkanu, w którym obecnie znajduje się cmentarz, zobaczyliśmy ratusz i wiele pomników osób, których imion nie sposób wymówić.

 

 

Na kolację dostaliśmy pizzę. Hawajską.

 

Dzień 3

Z samego rana wyruszyliśmy na Północne Wybrzeże- miejsce, gdzie fale do surfowania są najlepsze  i to właśnie dlatego tamtejsze plaże zwykle goszczą największe konkursy surfurskie. Na moje nieszczęście my też spróbowaliśmy swoich sił w surfowaniu.  Nie jest to aż tak trudne jak myślałam (no bo skoro nawet ja byłam w stanie to zrobić to każdy inny też może), ale trzy godziny leżenia na desce na falującej wodzie wywołały chorobę morską. I chociaż było to niezapomniane przeżycie, dużo czasu upłynie zanim zdecyduję się je powtórzyć. Lunch zjedliśmy niedaleko i mieliśmy okazję spróbować burgerów z grillowanym ananasem a także tradycyjnego hawajskiego kruszonego lodu z syropem.

 

 

W drodze do Polinezyjskiego Centrum Kultur podziwialiśmy przepiękne plaże North Shore a także olbrzymie fale i luksusowe wille. Natomiast w samym centrum poznawaliśmy różne kultury różnych wysp- Samoa, Nowej Zelandii, Fiji, Tahiti, Tonga i Hawajów. Wzięliśmy udział w lekcji Hula, gry na ukulele, show muzycznym (i tanecznym jak się okazało) a także kolacji z tradycyjnym hawajskim jedzeniem- fioletowym chlebem, kurczakiem i olbrzymią ilością ananasa.

 

 

Dzień 4

Był dniem plażowym. W drodze do Waimea Bay Beach Park zatrzymaliśmy się na Nuuanu Pali Lookout- miejscu w którym król Kamehameha I wygrał wojnę w XVIII wieku i tym samym zjednoczył wszystkie wyspy Hawajów. Oprócz niesamowitej historii punkt widokowy ma także niesamowitą panoramę.

 

 

Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze żeby kupić lunch, abyśmy kolejne kilka godzin mogli spędzić bez przeszkód na jednej z najpiękniejszych plaż świata. To niesamowite, że tak piękne miejsce w ogóle istnieje.

 

Dzień 5

Przedpołudnie spędziliśmy w bazie wojskowej Pearl Harbor, gdzie 7 grudnia 1941 doszło do ataku na flotę i lotnictwo Stanów Zjednoczonych przez Japonię, co doprowadziło do przyłączenia się Stanów do II wojny światowej. Po przejściu przez 2 muzea, popłynęliśmy statkiem do memorialu USS Arizona.

 

 

Po południu pojechaliśmy do centrum handlowego Ala Moana a także na miejscowy targ, gdzie wydaliśmy pieniądze na wszystko czego potrzebowaliśmy albo i nie.

 

Dzień 6

Dzień 6 rozpoczął się wcześnie rano lekcją jogi na plaży dla chętnych. Ha ha. Mimo wszystko joga na plaży pełnej bezdomnych nie jest pierwszą rzeczą o której marzy się o poranku. Po śniadaniu zaczęliśmy wspinaczkę na Diamond Head- najsłynniejszy krater nieczynnego wulkanu, z którego rozciąga się niesamowity widok na Honolulu i resztę Oahu.

 

 

Następnie każdy wziął udział w dodatkowym zajęciu, wybranym wcześniej. Do wyboru była dodatkowa lekcje surfingu, paddle boarding, kajaki albo wycieczka rowerowa. Wybrałam rowery ku zaskoczeniu własnemu i całego wszechświata. Razem z grupą objechaliśmy Diamond Head a następnie przejechaliśmy przez zatłoczone ulice Honolulu.

 

Dzień 7

Ostatni dzień rozpoczęliśmy nurkowaniem w Hanauma Bay, gdzie mogliśmy podziwiać rafę koralową, ryby we wszystkich kolorach tęczy, a także żółwie morskie. Oprócz tego spędziliśmy nasz ostatni wspólny dzień na plaży.

 

 

Po powrocie do hotelu mieliśmy wystarczająco dużo czasu aby wykonać własne wieńce i przygotować się do Luau- tradycyjnego hawajskiego przyjęcia.  Były pokaz Hula, śpiew, inne polinezyjskie tańce i dużo jedzenia (w tym ananasów).

 

 

Dzień 8

To już tylko podróż powrotna do domu, czyli kolejne 15+ godzin w samolotach i na lotniskach. W Orlando wylądowaliśmy wcześnie rano, dzięki czemu cały dzień musieliśmy utrzymać się na nogach, żeby następnego dnia znowu iść do szkoły

 

.

 

Hawaje były wspaniałe, każdy dzień z tymi niesamowitymi ludźmi w tym niesamowitym miejscu był tylko przyjemnością.

 

Tydzień po powrocie z raju mieliśmy ferie wiosenne- tydzień przerwy, który w moim przypadku rozpoczął się od obozu  z Girl Scouts w konwencji Harry Potter, który przygotowywałyśmy od początku sierpnia. Miałyśmy ognisko, pieczenie pianek, jedzenie s’mores, pływanie w jeziorze, łucznictwo i grę w Quidditcha.

 

 

Resztę ferii spędziłam razem z moją host rodziną w New Smyrna Beach robiąc nic, czyli typowy tydzień na plaży:)

Po Spring Break rozegrałyśmy nasz ostatni mecz w sezonie lacrosse i tym razem wygrałyśmy! 10:1. Tym samym sezon lacrosse dobiegł końca.

 

 

 

Więcej relacji tej osoby: