FILIP WELCOME TO TAIWAN.

FILIP WELCOME TO TAIWAN.

Wybrałem Tajwan trochę przypadkowo, ale już pierwszy miesiąc pokazał, że był to dobry wybór.

Wyleciałem z Polski w sierpniu i przez Amsterdam dostałem się do Taipei, który odtąd przez 10 miesięcy ma być moim domem. Trzeba przyznać, że już pierwszy kontakt na lotnisku z Tajwańczykami pokazał jak są oni życzliwymi i jak dobrze zorganizowana jest wymiana ze strony tajwańskiej. Moja rodzina oraz inni rotarianie (ponad 10 osób) czekało na mnie z gigantycznym bilbordem FILIP WELCOME TO TAIWAN. Czekaliśmy na lotnisku wszyscy jeszcze na jednego studenta z USA, którego samolot miał opóźnienie. Pierwsze mniej przyjemne doświadczenie to temperatura i wilgotność powietrza. Mieszkam w samym Taipei, więc już pierwszego dnia moja rodzina zabrała mnie do centrum na powitalną kolację i krótkie zwiedzanie stolicy. Mój dom nie stoi w centrum ale lekko na obrzeżach miasta, tak, że widzę w oddali las tropikalny, ale to miejsce sobie cenię.

 

Po pierwsze mam blisko do szkoły (mogę jeździć autobusem albo chodzić pieszo), a co najważniejsze – blisko mnie jest mnóstwo terenów zielonych gdzie można uprawiać sport. Tajwańczycy wiele rzeczy kopiują nie z Chin a z USA, jest dużo boisk do koszykówki, bieżnie z oznaczeniami długości tras. Dodatkowo w wielu miejscach są zbudowane specjalne okręgi na których można tańczyć (robią to głównie starsi ludzie!) Jest kilka kortów do badmintona, a przyznaję, że ja pojechałem na Tajwan głównie z uwagi na możliwość nauki języka oraz właśnie badminton. Tu mnóstwo ludzi uprawia sport, mój tata  Thomas biega codziennie 20 km.

Sama moja rodzina jest ewidentnie silnie związana z rotariańskim programem wymian, bo w pokój w którym mieszkam, pełen jest pamiątek po innych wymieńcach. A i mój tajwański brat i siostra, którzy byli ze mną przez dwa tygodnie, też się porozjeżdżali po świecie (do Kanady, Słowacji). W mojej rodzinie tylko tata Thomas mówi po angielsku, moja mama  mówi po chińsku i tajwańsku, dzięki niej podciągam się trochę w tym języku. Rotary traktowane jest tutaj poważnie, podobnie jak sami wymieńcy. Sprawdzają moje postępy z chińskiego. Na jednym ze spotkań Rotary miałem krótką prezentację w języku chińskim a ja  i moja host rodzina miała już wizytację oficerów Rotary, którzy rozmawiali ze mną oraz osobno z moją rodziną.

 

Pierwsze ciekawostki z życia na Tajwanie:

– w autobusie są czerwone i niebieskie siedziska, te pierwsze są zarezerwowane dla osób starszych, inwalidów oraz kobiet w ciąży, nawet jak cały autobus jest prawie pusty a usiądziesz na czerwonym wszyscy zwracają uwagę. Na szczęście jestem z Europy i potraktowali to pobłażliwie.

– jeśli koledzy zapraszają ciebie na grilla, to robi się go często normalnie na ulicy, kupując cały jednorazowy grill mięso itd. Musisz dostać zgodę właściciela chodnika na takie coś.

–  latem nie widać to za bardzo świecącego słońca, choć jest gorąco, tajfuny są dość niebezpieczne przeżyłem już jeden „Megi”, wszystko jest wtedy zamknięte szkoły biura itd. ale jest doskonale zrobiony system informacji o zbliżających się zagrożeniach

– przez pierwszy miesiąc widziałem tylko 7 osób nie będących Azjatami

– prawie wszyscy używają tu telefonów HTC (to w końcu ich marka)

– Tajwańczycy nie bardzo lubią Chińczyków (co wydaje się zrozumiałe z uwagi na historię) i trochę pobłażliwie ich traktują, nie przepadają też za USA, choć mocno starają się ich naśladować, a wiele osób chce wyjechać na dalszą naukę do USA lub Kanady

– wcale nie jest tak, że Tajwańczycy są bardzo mali, są i tacy i tacy, choć średnia wzrostu jest niższa niż w Polsce.

– widziałem produkty z Polski i to bez specjalnych  opakowań chińskich – to były lody GRYCAN!!!!

– wszyscy kochają tu marki – im większy znać tym lepiej – np. króluje NIKE i ADIDAS

– nigdzie nie widziałem, żeby ktoś z taką prędkością nalewał zupę, jak knajpkach ulicznych. SZOK!!!

– większość menu jest tylko po chińsku (bez obrazków czy tłum angielskiego) – trzeba się szybko uczyć chińskiego

– w Polsce w porównaniu do Tajwanu, ryż w ogóle nie nadaje się do jedzenia J

– najlepsze słodycze na Tajwanie to moim zdaniem ciastka z płynną herbatą

– Tajwańczycy bardzo dbają i kochają psy, a co piąta reklama w TV dotyczy właśnie psów.

– centrum świata dla Tajwańczyka do oczywiście Chiny i USA, o Polsce nie wiedzą praktycznie nic, poza tym że jest w Europie. W ogóle Europą żyją mało, choć chcieliby ją poznać.

– kwiaty nie rosną na Tajwanie latem, a jak się do kogoś przychodzi w gościnę to daję się różnego typu ciasta, a nie kwiaty jak w Polsce

– ważną rolę odgrywają night markety, w których nie tylko robi się zakupy ale są miejscami spotkań

– na Tajwanie mówi się głównie po chińsku, nie wszyscy znają tajwański – który jest całkowicie innym jeżykiem niż chiński. Mandaryński to uproszczony chiński którego uczą się tacy wymieńcy jak ja w osobnej szkole. Cała trudność polega na dostrzeżeniu różnicy tonów, by mówić poprawnie.

– oczywiście najważniejszym budynkiem w stolicy jest „Taipei 101” – najwyższy w mieście i punkt orientacyjny, który widać prawie z każdego zakątka miasta

– Tajwańczycy kochają skutery i skuter jest w każdej rodzinie – niezbędny do szybkiego transportu. Po drodze do szkoły mijam zawsze kilka warsztatów naprawiających skutery.

 

– Tajwańczycy w stolicy rzadko gotują w domu,  częściej wychodzą wieczorem na miasto by jeść taką obiadokolację

– przeżyłem już tu pierwsze święto czyli Festiwal Księżyca  – piecze się wtedy ciastka okrągłe (nawet w szkole), obdarowuje się nimi znajomych,  ponadto obżera się owocami pomelo i „gapi” na księżyc, co jest związane z tutejszą legendą.  W tym czasie nie chodzi się ani do pracy ani do szkoły.

– istnieje coś takiego jak tajwańskie disco polo – mnóstwo efektów specjalnych, strojów itp. aranżacji, a słaba strona muzyczna

– nie widziałem tutaj ani żebraków ani pijaków na ulicach.

 

Pierwsze ciekawostki z życia szkolnego na Tajwanie:

– klasy są bardzo mocno sprofilowane – ja chodzę do klasy inżynieryjno-technicznej, a szkoły gigantyczne, niektóre liczą 14 tyś uczniów. Przy tej liczbie logistyka jest super ważna, dlatego są też sprofilowane stołówki – osobno do napojów, osobno do zimnego jedzenia, osobno do ciepłego jedzenia. Generalnie w szkołach jada się hamburgery!

– w szkole musisz mieć własne imię chińskie – moje to w wolnym tłumaczeniu na polski „Bardzo wysoka góra”

 

– odnośnie wychowania fizycznego nie jest tak, że robi się wszystko, zapisujesz się na poszczególne sport a jednocześnie do sekcji. Ja jestem w sekcji badmintona, rywalizacja jest ciężka i zdawałem sobie z tego sprawę. Choć w Poznaniu byłem wicemistrzem w swojej grupie wiekowej, tu muszę ostro walczyć by dostać się do czteroosobowej reprezentacji szkoły. Gra się na lekcjach, w przerwach i po lekcjach, jak masz jeszcze siłę.

– klasy wcale nie są jakieś wyjątkowo nowoczesne ale wszędzie jest klimatyzacja, bo inaczej wszyscy by tu zwariowali. I tak się zdarza, że uczniowie zasypiają na lekcjach.

– każdy w szkole ma mundurek (a właściwie ma ich aż cztery w zależności od pogody i pory roku), na mundurku przyszyty jest numer ucznia

– w szkole wszyscy tak krzyczą, że można zwariować, przekrzykują się na maksa

– mam zajęcia z przysposobienia obronnego z prawdziwymi wojskowymi (o bombach itd.)

– czas nauki od 8.00 do 16.30 każdego dnia z przerwą godzinną na posiłki i odpoczynek. Lekcja trwa 50 min. Standardowo każdego z uczniów ogarnia zmęczenie, dlatego szybko zrozumiałem że godzinna przerwa służy nie tylko posiłkom, ale przede wszystkim drzemce.

 

 

Więcej relacji tej osoby: