Dwa miesiące egzotyki…

Dwa miesiące egzotyki…

 

PODRÓŻ

Trwała długo. Leciałem z Pragi do Natalu w Brazylii z przesiadką w Lizbonie, gdzie spędziłem dziewięć godzin… . Tia…, dziewięć godzin na lotnisku… Zdążyłem przeczytać całą pierwszą część z serii opowiadań o Wiedźminie z Rivii. I ogólnie jakimś cudem mi się nie nudziło. Po łącznie ponad dwunastu godzinach mojej podróży, wylądowałem wreszcie w BRAZYLII !!!  Spotkałem się z małymi problemami przy odprawie paszportowej, ale jakoś udało mi się z nich wybrnąć i…

 

 

PIERWSZE SPOTKANIE

…najpierw zauważyłem moją nową mamę Lucianę, a potem resztę komitetu powitalnego: nowego tatę Niltona, i moją pierwszą konsultantkę Dalandinę ze swoją córką. Przywitali mnie szerokimi uśmiechami na twarzach i dużą tablicą z moim imieniem.  Była godzina 00:30 czasu brazylijskiego kiedy zmęczony podróżą dotarłem do mojego nowego domu. Wziąłem zimny prysznic i położyłem się spać w moim nowym łóżku.

 

 

DOM I HOSTRODZICE

Rano odbyłem wycieczkę po mieszkaniu, które okazało się całe białe. Białe ściany, podłoga, meble. Białe i błyszczące. Fajny efekt. Tylko wielkie telewizory w każdym pokoju czarne. Hostmama jest wesoła, otwarta i w typie szefowej. Hosttata spokojniejszy, z zasadami, ale musi mieć duże poczucie humoru, bo na wszystkich imprezach towarzyskich wywołuje salwy śmiechu. Moi obaj hostbracia wyjechali: jeden na wymianę do Finlandii, drugi na studia do Kanady. Jestem więc w domu jedynym dzieckiem.

 

 

PIERWSZY DZIEŃ W SZKOLE

Prawdę mówiąc tego dnia się trochę bałem. Ubrany w zakupiony dzień wcześniej uniform (nie jestem fanem mundurków i nie czułem się komfortowo) wszedłem do swojej nowej klasy. Był to wtorek czyli pierwszą lekcją był na szczęście angielski. Na szczęście, bo poza nauczycielką od angielskiego może dwie, trzy osoby z klasy potrafiły się ze mną porozumieć. Zostałem przedstawiony wszystkim i przez cały dzień czułem wzrok całej szkoły na sobie. Dosłownie w ciągu godziny stałem się najpopularniejszą osobą w całym budynku. Wszyscy chcieli ze mną porozmawiać, czy to nowi koledzy, czy nawet nauczyciele. Jedyną barierą był język ale na szczęście szybko zalazły się osoby, które znają angielski i nie było chwili aby odetchnąć.

 

 

 Jest to dla mnie jedna z największych różnic jakie zauważyłem pomiędzy Polską a Brazylią – otwartość i chęć rozmowy. Wszyscy uśmiechnięci, pełni pozytywnych emocji kierowali w moją stronę uśmiech i żywiołowo okazywali chęć nawiązania znajomości. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. W Brazylii nie ma czegoś takiego jak przestrzeń osobista, ludzie dotykają się, przytulają i było to dla mnie z początku coś nowego. Na lekcji historii nauczyciel zmienił temat swojej lekcji i opowiadał w skrócie o historii Polski co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem.

Pierwszego dnia również zaskoczyła mnie temperatura panująca w klasie, było zimno i to potwornie… Klimatyzacja chodziła na pełnych obrotach więc po całym dniu w szkole byłem jak kostka lodu… Wymieniłem się numerami z moją klasą i po lekcjach także nie dawali mi spokoju.

Podsumowując, wszystko zapowiadało się niesamowicie.

 

 

PO NIECAŁYCH 2 MIESIĄCACH

W tak krótkim czasie wydarzyło się naprawdę wiele nowych rzeczy. Poznałem swoją klasę lepiej, teraz język portugalski nie stanowi już takiego problemu jak na początku. Często rozumiem o czym ludzie do mnie mówią i staram się jak najczęściej odpowiadać po portugalsku, bywa to zabawne, ale widzę postępy.

 

 

Zgrałem się już z innymi studentami wymiany. Jest nas ośmioro, a tak właściwie to już siedmioro, ponieważ Soffie z USA zakończyła swoją wymianę krótkoterminową i wróciła do domu. Resztę naszej grupy stanowią teraz: Alessando z USA, Erik z Niemiec, Gregorie z Belgii, Eunice z Kanady, Ellen z Finlandii i Alma z Danii. Jesteśmy naprawdę zgraną grupą. Uczęszczamy dwa razy w tygodniu na lekcje języka portugalskiego na tutejszą uczelnię IFRN. Mamy niesamowitą i naprawdę skuteczną nauczycielkę Iaçonarę. W naszej grupie nauki portugalskiego jest jeszcze kilku innych studentów z innej wymiany i z nimi również mamy bardzo dobry kontakt.

 

 

Wyjazd na rafę koralową

W międzyczasie mieliśmy spotkanie z innymi wymieńcami z programu rotariańskiego. Był to wyjazd na trzy dni na rafę koralową. Było to tak zwane spotkanie NORBREX-u czyli północnych dystryktów rotariańskich Brazylii. Te kilka dni zapewniły nam wiele fantastycznych wrażeń pomimo niesprzyjającej pogody. Wypłynęliśmy na ocean większą łodzią i tam w strugach deszczu, pływaliśmy w wodzie…

Z początku było lodowato, ale to była tylko kwestia czasu (choć trzeba dodać, że wróciłem do Natalu przeziębiony). I w ten sposób spędziliśmy większość dnia. Pod wieczór został zorganizowany występ grupy zawodowych tancerzy Capoueiry, a potem nawet mogliśmy wziąć udział w lekcji tego jakże męczącego sportu. Nie zdążyliśmy odetchnąć i od razu potem zaczęła się dyskoteka. Jedni tańczyli, drudzy się przyglądali, a jeszcze inni grali czy to w bilard, czy w tenisa stołowego. Dzień ostatni to śniadanie, a po nim wymiana przypinek i numerów telefonów. I ostatecznie powrót do domu. Bardzo miło spędzony czas w towarzystwie innych wymieńców.

 

 

Salvador

Jak do tej pory wiele nie podróżowałem, ale z większych wycieczek mogę na pewno powiedzieć o wyjeździe na pięć dni do Salvadoru z hostrodzicami. Dostaliśmy się tam samolotem. Pierwsze dwa dni spędziliśmy u mojej hostbabci od strony taty, gdzie lepiej poznałem rodzinę hosttaty, jego brata i siostrę. Przez te dwa dni zwiedziłem kilka ciekawych miejsc, ale nie obeszło się bez problemów. Po piątkowym obiedzie samochód nie chciał odpalić. Ostatecznie okazało się, że rozładował się akumulator. Następne trzy dni spędziliśmy w miasteczku godzinę drogi od Salvadoru. Tam znajdował się dom, a raczej „beach house”. Stał jakieś pięćdziesiąt metrów od niesamowitej plaży, na której spędziłem prawie dwa całe dni. Nie był to jednak okres, w którym bywa tam wielu turystów, bo w końcu wrzesień to jeszcze zima. W sobotę obchodziliśmy urodziny mojego hosttaty i również moje, choć akurat moje pięć dni przedwcześnie.

Ogólnie rzecz biorąc był to jeden z moich najlepszych weekendów tutaj. Jedyną wadą chyba była sama podróż – w drodze powrotnej wielokrotnie odwoływany był nasz lot bez podania przyczyny, co wydawało mi się groźne, ale nikt poza mną na lotnisku nie był tym ani przejęty, ani zirytowany. Ale że, wprawę w wielogodzinnym siedzeniu w poczekalni już miałem, jakoś przetrwałem.

 

 

 

Garść spostrzeżeń

 

Zauważyłem już całkiem sporo różnic pomiędzy Polską a Brazylią. Do takich należy wymieniona już wcześniej otwartość osób, do której ciągle się przyzwyczajam.

Emocje !!! tak tutaj widać ich znacznie więcej, nigdzie wcześniej nie widziałem takiego ciepła płynącego od ludzi jak tutaj.

Moda!!! Ludzie kochają kolory: czerwony, żółty, pomarańczowy, niebieski itd. Naprawdę to widać.

Poczucie czasu i stresu!!! Tutaj nie ma czegoś takiego jak punktualność. Jeśli ludzie umawiają się na dwudziestą należy zakładać, że przed dwudziestą pierwszą nikt się nie pojawi na miejscu spotkania.

Taniec!!! Totalnie wszyscy kochają tu tańczyć i tańczą kiedy tylko mogą czy to popularne Foho czy może bardziej wyzywający Funk.

Edukacja!!! Niestety ale tutaj moim zdaniem akurat ten aspekt leży zupełnie. W porównaniu do Polski poziom jest dużo niższy. Materiał, który jest realizowany teraz na lekcjach z uczniami w mniej więcej moim wieku ja w polskiej szkole przerabiałem dwa lata temu.

 Jedzenie !!! Tutaj gdzie mieszkam, czyli na wybrzeżu, jak się można domyślić przeważają ryby i owoce morza, a konkretnie krewetki, kraby i różne rodzaje ryb. Tęsknię za schabowym. Jest tu  dużo nowych dla mnie owoców jak na przykład: marakuja, caja czy gojaba i sporo więcej. Charakterystyczna jest również tapioca, której sklasyfikować nie umiem, ale można to jeść z prawie wszystkim – czy na słodko, czy z szynką.

 

Pomimo prawie 2 miesięcy spędzonych tutaj ciągle odkrywam nowe rzeczy.

 

 

Więcej relacji tej osoby: