80 dni- już tylko tyle zostało…

80 dni- już tylko tyle zostało…

 

80 dni- już tylko tyle zostało mi do zakończenia mojej przygody w USA.

 

 

Nie potrafię opisać tego jak się czuje. Z jednej strony uczucie szczęścia, bo już niedługo spotkam się z rodziną i przyjaciółmi, z drugiej strony zaś smutek, bo życie które kreowałam przez rok, niedługo się „zakończy”. Wyjazd na wymianę to najlepsza decyzja w moim życiu. To niesamowite ilu wspaniałych ludzi poznałam, właśnie dzięki wymianie. Mam przyjaciół z każdego zakątka świata. Zawarłam przyjaźnie mam nadzieję na całe życie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak ciężko będzie to wszystko zostawić i powrócić do dawnego życia. W sumie to określenie „dawnego życia” chyba tu nie pasuje. W życiu wiele rzeczy może się zmienić w ciągu jednej chwili, a co dopiero w ciągu roku.
Wyjeżdżając do USA zastanawiałam się jak to wszystko będzie wyglądać, jak ciężko będzie się pożegnać z bliskimi, czy ludzie w nowej szkole mnie zaakceptują, czy znajomi w Polsce o mnie nie zapomną. Ale wiecie co? Nie pomyślałam o tym jak to będzie wyglądać, gdy przyjdzie pora powrotu. Jak ciężko będzie się pożegnać z rodzinami i przyjaciółmi. Pod koniec wymiany uświadomiłam sobie, że przecież z większością osób poznanych tutaj, prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczę. I to kolejny powód, dla którego osoba wyjeżdżająca na wymianę musi być silna psychicznie. Te 11 miesięcy to zazwyczaj najlepszy czas w życiu każdego studenta, ale to również czas wielkich zmian. Student, który wyjeżdża na wymiane nigdy nie wraca taki sam.

 

 

Przed Sylwestrem zmieniłam host rodzinę. Moi drudzy host rodzice to jedni z najwspanialszych osób, które tu poznałam. Mimo, iż codziennie pracowali, spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu i nie dawali mi nawet odczuć, że jestem „jedynaczką”. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwile. Mnóstwo wycieczek, wspólnego gotowania, maratonów filmowych- nie mieliśmy czasu na nudę. Mój tata starał się pokazać mi najważniejsze miejsca w SD, w których jeszcze nie byłam. Tak o to trafiliśmy na Badlands- miejsca, które skradło mi serce. Przysięgam, gdybym mogła to jeździłabym tam codziennie. Nigdy wcześniej nie byłam w tak cudownym miejscu.

 


Na poczatku stycznia odbyla sie ogromna, na około 200 studentów, konferencja w stanie
Oklahoma. Moja podróż trwała 16 godzin samochodem i mimo, że ze studentami mogliśmy spędzić tylko jeden dzień razem, to było warto. Poznałam mnóstwo nowych ludzi i w końcu, po 4 miesiącach spotkałam się z przyjaciółmi z lowy- jednak jeden dzień na omówienie ostatnich 4 miesięcy to za mało. Konferencja rozpoczęła się uroczystym wniesieniem flag (miałam zaszczyt nieść polską flagę), po czym wszyscy studenci zaprezentowali swoje kraje. Następnie obiad z Rotarianami, którzy jak to nam powiedziano wiedzą o nas więcej niż my wiemy o sobie. W końcu nadszedł czas tylko i wyłącznie dla studentów- dyskoteka od 22 do 6 nad ranem. To był jeden z najlepszych dni podczas mojej wymiany- niesamowite przeżycie, które zapamiętam do końca zycia.

 


W szkole idzie mi bardzo dobrze. Drugi semestr wydaje się być troszkę cięższy, ale to wciąż jest nieporównywalne do polskiej szkoły. Oceny mam bardzo dobre, najbardziej cieszy mnie angielski, bo mam B- mam nadzieję, że uda mi się wyciągnąć na A. W Ameryce przełamałam się do publicznych wypowiedzi. W ciągu tego roku szkolnego wypowiadałam się przed klasami więcej razy niż w ciągu ostatnich kilku lat. Jakiś czas temu temu spędziłam cały dzień w bibliotece rozmawiając o wymianie z uczniami, którzy uczą się w tym roku języków obcych. Opowiadałam o wszystkim, począwszy od wypełniania papierów po sam pobyt. Od tamtej pory stałam się jeszcze bardziej popularna.

 

 

Już za 2 tygodnie mamy zakończenie roku szkolnego. Po czym zostaje mi tylko kilka tygodni
i jadę na długo wyczekiwany bus tour. W moim autobusie znam tylko trzy osoby, wszyscy moi znajomi są w drugim autobusie. W sumie to może i dobrze, zawsze to poznam kogoś nowego. Trochę przeraża mnie fakt, że spędzę cały miesiąc w autobusie, w środku lata na południu USA, ale z drugiej strony jestem pewna, że spędzę wspaniały czas z innymi studentami.
Równo miesiąc temu zmieniłam host rodzinę. To już ostatnia. I muszę wam powiedzieć, że trafiło mi się tak, że każda rodzina jest coraz mniejsza. W pierwszej rodzinie miałam obojga rodziców, dwójkę rodzeństwa, 3 psy i kota. W drugiej rodzinie mamę, tatę i jednego psa. A teraz mieszkam tylko z mamą. Nie mam ani taty, ani rodzeństwa, ani zwierząt- co wydaje się być trochę smutne ale szczerze mówiąc to nie odczuwam tego, bo żyje w biegu. Moja mama nie lubi mieć wolnego czasu, musi mieć zaplanowaną każdą chwilę. Tak więc jak np. idziemy na imprezę urodzinową, to już po 40 minutach biegniemy na coś innego. Z jednej strony fajnie, bo mamy naprawdę każdą chwilę zajęta, a z drugiej to nie jestem przyzwyczajona do tak szybkiego tempa, no ale już zaraz powinno sie to zmienić!
Wielkanoc wraz z mamą postanowiłyśmy spędzić chociaż troszkę po polsku.
Ze względu na to, że w moim mieście jest troje polskich księży to mieliśmy polskie święcenie koszyczków tylko i wyłącznie dla polaków. W końcu po 7 miesiącach miałam możliwość porozmawiać z kilkoma polakami. Dowiedziałam się nawet, że widać, że dawno z nikim nie rozmawiałam po polsku i że słychać, że mam pewne problemy w rozmowie w ojczystym języku! Po święceniu koszyczków mieliśmy mały poczęstunek z polskimi potrawami.

 


Wielkanocny obiad spędziłyśmy w towarzystwie mojego host taty, mojej mamy przyjaciółki i mojej koleżanki z Australii. Było troszkę inaczej niż w Polsce, nie było pełnego stołu jedzenia, tylko każdy miał kawałek mięska, ziemniaki i sałatkę.

Dowiedziałam się, że w Australii nie ma czegoś takiego jak kolorowanie jajek wielkanocnych, także cieszę się, że mogłam wprowadzić takie doświadczenie w życie mojej koleżanki.

 

 

Teraz przejdźmy do najpiękniejszego dnia w ciągu roku szkolnego w USA- PROMU. Prom to po prostu bajka. Czułam się jakbym grała w Amerykańskim filmie.
Na to wydarzenie poszłam z przyjaciółkami. Najpierw sesja zdjęciowa nad jeziorem, następnie obiad w restauracji, po czym udanie się do Civic Center na bal.
W środku czerwony dywan, ogromna scena, pełno reflektorów, miejsca przeznaczone na zdjęcia

.
I tłumy, tłumy ludzi, bo to był bal dla 2 największych szkół w moim mieście.
Tańce od 19-22, po czym udanie się do szkoły na post prom. Polegało to na braniu udziału w konkursach, dostawaniu za to biletów, pisaniu imienia i nazwiska z tyłu i wkładnie do wybranych pudełeczek, np. aby wygrać iPoda. O godzinie 24 zostawali ogłaszani zwycięzcy. Uczniowie wygrywali telewizory, tablety, słuchawki, zegarki i wiele wiele innych. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość uczestniczenia w promie. To naprawdę wspaniałe doświadcznie, którego nigdy nie zapomnę.

 


Z pierwszą host rodziną nie utrzymuję kontaktu, za to z drugą rodziną nie mam dnia bez rozmowy. Wciąż staramy się spędzać ze sobą czas. Dwa dni temu byłam z host tatą grać w golfa! Powiem wam, że może jak się ogląda to jest to nudne, ale jak sie gra, lub jeździ samochodzikiem golfowym to jest całkiem niezła zabawa. Może nie odkryłam w sobie mistrza golfa, ale najważniejsze, że świetnie się bawiłam.

 

 

Więcej relacji tej osoby: