Moim miejscem pobytu jest malutkie miasteczko Puerto Penasco…

Moim miejscem pobytu  jest malutkie miasteczko Puerto Penasco…

 

Cześć, tu Olek z Meksyku!

 

Niedawno minęły cztery miesiące od mojego przybycia do tego niezwykłego kraju. Z góry przepraszam, ze nie dawałem o sobie znać wcześniej, ale to tylko dlatego, że zbierałem materiał aby zdać taką relację, która dogłębnie opisze mój pobyt i codzienność w tym jakże barwnym i ciekawym, a czasami może i nawet trochę dziwnym dla nas, Polaków, państwie.

Moim miejscem pobytu na obczyźnie jest malutkie, zaledwie sześciotysięczne miasteczko Puerto Penasco, znajdujące sie na Północy Meksyku, na samym czubku Zatoki Kalifornijskiej, tutaj zwanej Morzem Corteza. Co ciekawe, najbliższa miejscowość – Tuscon – znajduje się w Stanach Zjednoczonych, co bardzo mnie zadowala, ponieważ umożliwia mi częste podróżowanie do moich obecnych sąsiadów zza północnej granicy – Amerykanów, i jednocześnie jest dowodem na to, że moja sugestia, jaką było USA na drugim miejscu wybranych krajów w aplikacji, którą składałem rok temu, została wysłuchana.

Mówiąc o samym miasteczku, w którym przebywam – mimo, że samo w sobie nie jest ono może zbyt duże i ciekawe, to jest wspaniałą bazą wylotową na podróże do takich miast jak Ensenada, Hermosillo, czy Phoenix w Arizonie. O samym Peñasco możnaby powiedzieć – mała osadka na środku pusyni, która gdyby nie Amerykanie niewiarygodnie nakręcający tutejszy biznes turystyczny, dawno zostałaby zasypana piaskiem przez pustynny wiatr. To właśnie tutejsze warunki naturalne – słońce, którego nieustępliwe promienie zdają się tu świecić z każdej strony (czasem nawet od dołu!), piękne Morze Corteza i jego spokojne fale obmywające szerokie, piaszczyste plaże oraz piękna, bezkresna pustynia sprawiły, że amerykańscy turyści postanowili wybudować tu hotele, domki letnie, bary, restauracje, a nawet pola golfowe – wszystko po to, by Puerto Peñasco, a może już bardziej ‚Rocky Point’, jak zwykli nazywać to miejsce przybysze zza amerykańskiej granicy, mogło stać się jednym z najpopularniejszych kierunków turystycznych północnego Meksyku.

Prawdą jest, że miasto ożywa wraz z przybyciem turystów – czy to z okazji przerwy wiosennej (Spring Break), dorocznego listopadowego rajdu motocyklowego, czy też z powodu wakacji. Przerwy wiosennej – która jako najdziksze dwa tygodnie roku ma tu status conajmniej legendarny – z wiadomych powodów nie miałem okazji jeszcze doświadczyć (za mną dopiero jesień i kawałek zimy), jednak rajd motocyklowy, ze swoim hucznym finałem na starym mieście w Peñasco robił wrażenie. Miałem szczęście dostania małej, weekendowej pracy dla strony RockyPoint360.com (za pośrednictwem lokalnego klubu Rotary!), zajmującej się promocją turystyki w tej okolicy, więc jako fotoreporter miałem okazję zobaczyć wiele wydarzeń takich jak ten słynny rajd, zarówno z zewnątrz, jak i ‚zza kulis’.

 

Mówiac o lokalnym klubie Rotary – jego członkowie są naprawdę wspaniałymi ludźmi, i w razie problemów mogę tu polegać na każdym – moim tutorze, prezydent klubu, a szczególnie na moim YEO, który pomaga i służy radą naprawdę w każdej sytuacji. Jego członkowie zabierają mnie na wszelkiego rodzaju wycieczki, zapraszają mnie na eventy organizowane przez klub, i ogólnie dbają o to żebym się nie nudził. Kiedy na początku roku wspomniałem prezydent klubu o tym, że chciałbym spróbować moich sił w grze w golfa i kupić sobie karnet na jedno z lokalnych pól, ona po znajomości wybrała się do właściciela jednego z nich i załatwiła mi darmowy wstęp w zamian za drobną pomoc na polu (tj. czyszcznie i dbanie o wózki czy zbieranie piłek z driving range). Jestem z tego bardzo zadowolony, ponieważ nie mając tu nic wcześniej do roboty umierałem z nudów, a dzięki mojemu klubowi Rotary dostałem pracę jako fotoreporter i jako pomocnik na polu golfowym, które nie dość, że są wspaniałymi sposobami na poznanie okolicy i ludzi, to jeszcze dają mi drobne doświadczenie na przyszłość.

 

Co do mojej szkoły – jest ona prywatna i dosyć mała, bo liczy tylko około 150ciu uczniów, ale nie jest zła. Przedmioty są zupełnie inne niż te, do których przyzwyczaiłem się w Polsce (brak fizyki czy biologii, za to np. lekcje ‚metod nauki’ czy ‚orientacji językowej’). Również system nauczania jest inny – zamiast ocen wystawianych na koniec roku występuje tu podział na semestry, co znaczy, że na przykład pierwszą i drugą klasę liceum kończy się w ciągu jednego roku. Moja obecna klasa liczy około piętnaścioro uczniów, jednak mam ją zmienić na rok starszą po powrocie z przerwy świątecznej – po prostu zostałem umiejscowiony z uczniami o rok młodszymi niż ja, i wydawało mi się, że więcej zyskam będac w starszym roczniku. Jest to o wiele mniej liczna klasa, ale mam wrażenie, że będzie mi tam po prostu lepiej.

 

Jeszcze jedną rzeczą, o której warto wspomnieć jest słynna Ruta Maya – pierwsza wycieczka organizowana przez mój dystrykt, na jaką udało mi się pojechać. Trudno słowami opisać to, jak niesamowitym doznaniem była ta trzytygodniowa podróż po południowych stanach Meksyku. Było to czas szczególnie ważny dla mnie, ponieważ w moim mieście nie spędzam wogóle czasu z innymi wymieńcami, a na tej wycieczce kontaktu bywało czasami nawet aż za dużo (w pozytywnym tego słowa znaczeniu!). Mieliśmy okazję zwiedzić między innymi ogromne miasto Meksyk, malownicze San Cristobal de las Casas, piękną wyspę Holbox, plaże Mahagual, i meksykańską stolicę życia nocnego – Cancun. Mimo, że Ruta Maya miała miejsce na przełomie listopada i grudnia, to śmiało mogę powiedzieć, że były to najlepsze wakacje mojego życia.

 

Podsumowując – pomimo że mój pobyt tutaj ma swoje plusy i minusy, to jestem raczej pozytywnie nastawiony do tego miejsca i ludzi, którzy mnie tu otaczają. Pobyt u mojej host rodziny, czasami dosyć trudny i wymagający, pozwolił mi stać się bardziej samowystarczalnym – poprzez fakt, że nauczyłem się samodzielnie gotować dla siebie czy prać swoje ubrania, po takie rzeczy jak bycie bardziej zorganizowanym i potrafienie od zera zorganizować sobie na przykład wycieczkę do innego miasta (wszystko za zgodą klubu Rotary oczywiście!).

Mimo, że z uwagi na brak większej ilości znajomych w tej małej wiosce moje życie towarzyskie jest raczej w zastoju (pomijajac kontakt z moimi przyjaciółmi z Polski), to nie jest mi tu źle – mam więcej czasu na tworzenie: fotografię, szkice, pisanie tekstów czy projektowanie ubrań, które zamierzam zrealizować po powrocie do Warszawy. Moja wymiana przebiega zupełnie inaczej, niż mogłem to sobie wyobrażać, ale uważam to za pozytywną rzecz – w końcu wyzwania budują silne osobowości.

 

Wierzę, że pisząc tą relację udało mi się przybliżyć mniej więcej moją codzienność na wymianie w Meksyku. Drugi raz przepraszam za dłuższą ciszę z mojej strony, ale od teraz relacje powinny pojawiać się częściej.

Więcej relacji tej osoby: