66 dni!

66 dni!

Jeszcze tylko 66 dni i kilka godzin mojego pobytu w Japonii!
Powoli nachodzą mnie „starcze” myśli i refleksje na temat całego czasu, który nieszczęśliwie tu straciłam i tego, który tak wspaniale dane mi było wykorzystać.
Nikt nie daje mi tu choć na chwilę zapomnieć, że „już tylko trochę”.

Ciężko jest mi ciągle napisać coś o tym, co się działo w moim pierwszym domu. Mimo że moje kolejne rodziny i wszyscy rotarianie starają się leczyć moje trochę poszargane serce, to wciąż są rzeczy, które ciężko mi przemyśleć na chłodno.
Kiedy w okolicach nowego roku miałam absolutnie najcięższy czas i moja była host rodzina obwiniała mnie o nasze nie najlepsze relacje, kiedy dostałam telefon od dziewczyny, która mieszkała w moim polskim domu (a ja w jej japońskim), w którym powiedziała mi wiele bardzo nieprzyjemnych rzeczy (ponieważ nie była w stanie wyobrazić sobie w jak bardzo odwrotnej sytuacji się znalazłyśmy), zostałam uratowana (dosłownie), przez mojego najcudowniejszego bohatera (choć nie na białym koniu, tylko w czerwonym Audie), czyli Pana Maruno, który w przyszłym roku będzie szefem wymiany naszego dystryktu.

Zabrał mnie do siebie do domu, żebym się uspokoiła (miałam bezsenność, prawie nie jadłam, byłam kłębkiem nerwów) i powoli zaczął razem ze swoją żoną przywracać moją wiarę w siebie, tłumaczyć mi, że nikt mnie nie wini za to, że ta rodzina była jaka była i że to rotary zawiniło pozwalając mi zapadać się samotnie w sobie przez 4 długie miesiące.
Szczerze mówiąc, to chciałabym tutaj dorzucić słówko, dla naszego polskiego rotary. W kwietniu na szkoleniu dotyczącym wymiany przez trzy dni słuchaliśmy za co mogą nas odesłać do domu, że jak coś jest nie tak to to na pewno nasza wina, że co by się nie działo to musimy wytrzymać, że zmiana rodziny nie wchodzi w grę itp. W myśl tego wszystkiego dzielnie znosiłam 4 miesiące, będąc niekarmioną, bez niczego w lodówce, wracając wiejską drogą, sama o zmierzchu 5 km do domu, w domu gdzie nikt się do mnie słowem nie odzywał.

Kiedy się to wszystko skończyło, a nagle z nikąd zaczęli się pojawiać różni rotarianie, którzy mieli moc wyciągnięcia mnie z tego domu (za późno!!!) to ciągle słyszalam „Kasia! Ale czemu ty nic nam nie powiedziałaś! Przecież my byśmy ci pomogli!” Ale ja ciągle myślałam o tym, że jak zacznę narzekać i prosić o zmianę, to pomyślą, że jestem problemowa i egoistyczna (tak myślała o mnie ta rodzina, kiedy pytałam, czy moglibyśmy pojechać na zakupy). Mówiłam mojemu counsellorowi, że musze sama robić zakupy, bo nikogo nie ma w domu, że się nie dogaduje z tym ojcem, ze mama znika na 3 dni bez słowa, ale on jest typem człowieka, który nie słucha co się ma do powiedzenia (ja go absolutnie kocham i jestem mu za wszystko wdzięczna, ale no nie słucha co się mówi!)
Wiem, że to szkolenie jest dla dzieciaków, które się nie nadają na wymianę i się nie potrafią dostosować, wiem też, że rotarianie mogą być różni i nie wszyscy są tak dobrymi ludźmi jak ci, których ja spotkałam. Ale zła rodzina, to nie tylko taka, w której jest przemoc, molestowanie i skrajna bieda. Zła host rodzina, to też taka niedająca możliwości rozwoju, niedająca wsparcia, nie zapewniająca poczucia bezpieczeństwa, które powinno się mieć będąc w domu.
Ja teraz bardzo żałuję tych 4 miesięcy przesiedzianych na odludziu, wiecznie sama w pokoju z filmami i colą (bo blisko domu był tylko automat z napojami).
Teraz jest świetnie, mimo że przeniosłam się 3-4 km dalej. Poznałam świetnych, bardzo pozytywnych ludzi, nawiązałam więzi i z rodzinami i z rotarianami. W naszym dystrykcie zostałam okrzyknięta najbardziej aktywnym studentem z wymiany i jestem zapraszana na każdy rotariański event, na spotkania do każdego klubu, do którego tylko mogę dojechać, a szefowie klubów przychodzą do mnie z wizytówkami, żebym przekazała je mojemu counsellorowi, żebym mogła zrobic u nich prezentacje o Polsce.

Przyszłoroczny gubernator na sobotniej konferencji dał mi pamiątkę, którą kupił dla mnie jak był w Kioto (to było bardzo miłe z jego strony, ale nawet ja byłam w szoku, że pomyślał o kupieniu mi pamiątki, kiedy był w podróży służbowej) Można powiedzieć, że jestem bardzo (BARDZO) popularna. Nie chwaląc się, myślę, że swoją robotę wykonałam całkiem dobrze. Jeden cały klub rotary zamierza przyjechać do Polski w przyszłym roku na swoje 50-lecie, kilkoro innych  przyjeżdża ze swoimi żonami i proszą o bilety do NOSPRu, a ja się tylko zastanawiam jak ja to pogodzę z maturą…
Udało mi się też zwerbować dziewczynę (Misaki), która w przyszłym roku przyjedzie do Polski!
10 maja studenci z wymiany z trzech dystryktów jadą na Japan Tour (dosyć huczna nazwa jak na 3 noce i dwa miasta), ale w końcu, po tylu latach czekania zobaczę Akihabarę, czyli Mekkę wszystkich fanów anime i mangi! Nie wiem, czy moje serce poradzi sobie z tą dawką emocji, ale słyszałam, że moje ubezpieczenie obejmuje śmierć z podekscytowania (więc niczym się proszę nie przejmować!)
Nie wiem czy to legalne, ale chciałabym polecić artykuł, który bardzo dobrze opisuje zdziecinnienie japońskiego społeczeństwa, które było dla mnie ciężkim przeżyciem (dlatego się dobrze dogaduje z rotary… bo niestety prawie nie ma tam zdziecinniałych kobiet)
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,1600098.html

 

To pewnie mój przedostatni raport przed powrotem do domu. Życzę wszystkim cudownie spędzonych ostatnich miesięcy na wymianie, żeby każdy z nas bezpiecznie dotarł do domu i bardzo dziękuję za uwagę 🙂

Festiwal Shimazu w Miya-Konojo
Las bambusowy w Kyoto
Wolontariacka praca w kawiarence miejskiego ośrodka turystyki podczas festiwalu rzeźb piaskowych w Minamisatsumie
Sesja zdjęciowa z rodziną rotarian, którzy bardzo chcą mnie wydać za swojego syna
Kimona zaprojektowane przez tą babcię w srodku
Moja klasa na wycieczce szkolnej w Tokio (zawodówka żywieniowo-rolnicza)
Podczas pozowania do broszury miejskiego ośrodka turystyki w Minamisatsumie (zostałam oficjalną modelką tego miasta)
Z moim klubem baseballowym w prikurze (czyli budce zdjęciowej ktora przerabia ci twarz na kosmitę – najbardziej popularna rzecz w Japonii zaraz po ryżu)
Wczesniej wspomniana broszurka

Więcej relacji tej osoby: