Pierwsze tacos w życiu…

Pierwsze tacos w życiu…

Wsiadając do samolotu 2 sierpnia nie czułem, że rozstaje się z wszystkimi bliskimi na rok. Byłem tego świadom, ale ani nie czułem strachu ani smutku, jakbym leciał na zaplanowane wakacje. Podczas 28 godzinnej podrózy wszyscy moi znajomi pisali do mnie, że będą tesknić i żebym się odzywał. Lot i czekanie na lotniskach były dość męczące. Pierwszy miałem z Katowic do Frankfurtu, drugi z Frankfurtu do Denver i ostatni z Denver do San Diego.

Gdy przyleciałem na lotnisku czekała na mnie moja rodzina: rodzice, siostra i brat. Mieli duży napis „Miłosz Ciepał”, a ja marynarkę Rotary na sobie, więc odrazu się zauważyliśmy. Zabrali mnie na kolacje do Tijuany, gdzie zjadłem swoje pierwsze tacos w życiu przy muzyce Mariachi. Potem czekała nas jeszcze godzinna doroga do Ensenady.

Pierwsze pare dni były cieżkie przez jetlag’a, ale szybko się przekonałem, że mam naprawdę fajną rodzinę.

 

Niestety mój starszy host brat wyjechał po tygodniu do innego miasta na studia, a moja host siostra 21 sierpnia pojechała na wymianę do Francji.

Przez pierwszy miesiąc poznałem bardzo dużo osób, wszyscy się ze mną wital, a ja nawet nie znałem ich imion. Byłem na campie orientacyjnym, gdzie poznałem wszystkich wymieńców z Ensenady i dystryktu.

 

Meksykanie mówią, że Ensenada jest małym miastem, a ja mam pół godziny drogi samochodem do szkoły.

W mojej szkole jest 4 innych wymięców: Węgier, Brazylijka, Tajwańczyk i Niemiec.

 

Chcąc sobie znaleźć zajęcie po szkole zapisałem się do drużyny futnolu amerykańskiego i chodzę na treningi od poniedziałku do czwartku.

 

Rotary zorganizowało nam lekcje hiszpańskiego dwa razy w tygodniu i moja mama nie mówi po Angielsku więc szybko załapałem Hiszpański.

Jak na razie nie mam ani jednego powodu żeby narzekać. Jestem bardzo szczęśliwy będąc tu i czuje, że szykuje się najlepszy rok w moim życiu.

Więcej relacji tej osoby: