11006 km – czyli mój drugi koniec świata

11006 km – czyli mój drugi koniec świata

Do zobaczenia za 11 miesięcy.
Zanim nie zobaczy się rodziny goszczącej i nie spędzi z nią kilku dniu, nie czuje się nawet tego, jak wielka jest ta przygoda. Każdy lot samolotem, przesiadka i czekanie na kolejny lot, jeśli lecicie bardzo daleko, to po prostu godziny, które lecą. Zastanawiacie się wtedy jak was przywitają, gdzie was zabiorą, co będziecie robić i jakie jest ich nastawienie. Nie róbcie tego. Wiem, że ciężko jest o tym nie myśleć, ale rzeczywistość i tak będzie inna niż sobie ją wyobrazimy. Oprócz tego dodatkowa rada brzmi: kiedy już pożegnacie się z rodziną, nie odwracajcie się, by im pomachać, czy na nich spojrzeć, bo to właśnie ten moment jest najbardziej dotykający nasze serca.

Przed moją wymianą bardzo się bałam, że nie wytrzymam tyle czasu, w końcu jadę na 11 miesięcy. Mimo wszystko to moje życie, moje doświadczenia, znajomości. W każdym razie moja rada dla każdego, kto wacha się czy jechać na wymianę i gdzie jechać brzmi: do odważnych świat należy. Jedź tam, gdzie nie mógł byś pojechać normlanie. Wybieraj nowe doświadczenia, naukę nowych języków, poznawaj świat. Nikt nie odbierze ci tego co zdobyłaś/eś przez ten „rok”.

 

Kiedy miałam jechać na wymianę wybrałam stany. Przecież każdy chciałby jechać do USA na rok, a potem dostałam propozycję pojechania do Brazylii. Długo myślałam, ale zdecydowałam, że znam angielski i już raz tam byłam, więc wolałabym jednak poznać „nowy świat”. Wybrałam Brazylię.

Zanim wysiadłam na tutejszym lotnisku, miałam małe wątpliwości czy na pewno zrobiłam dobrze, ale kiedy zobaczyłam jak moja goszcząca rodzina stoi na przylotach z banerem „bem vinda Aniela”, flagą Brazylii i kwiatami, to łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu. Była ich czwórka. Mama (Andrea), tata (Alexandre) i dwóch braci (Arnon i Natan). Czułam, że na mnie czekali, że naprawdę się przygotowali, czyli, że im zależy.

Oczywiście zaczęli zadawać pytania jak mi miął lot, czy jestem głodna, zmęczona, czy dobrze się czuję. Następnie pojechaliśmy do ulubionej restauracji mojego starszego brata. Zjedliśmy bardzo dobry obiad. Brazylijczycy naprawdę mają wyśmienite jedzenie. Większość restauracji ma bufet i menu, wybór należy od osobnika. Potem pojechaliśmy do domu. Moja host mama pokazała mi co, gdzie i jak, a następnie pokazała mi mój pokój. Powiedziała, żebym odpoczęła, zadzwoniła do wszystkich z rodziny i znajomych, wykąpała się jeśli chce i potem do nich zeszła jeśli będę chciała. Tak też zrobiłam, ale było koło 14 tutejszego czasu, czyli w Polsce koło 19, więc wiedziałam, że nie mogę iść spać, bo będę miała jetlag’a. Pojechałam z mamą odebrać więc ciasto, które zamówiła specjalnie dla mnie- najlepsze ciasto jakie jadłam! Później pojechałyśmy odwieźć młodszego brata – Natana, na imprezę i na koniec po zakupy. Kiedy wróciłyśmy do domu, czułam się wyczerpana. Po 25 godzinach podróży i aktywnym dniu, nie miałam już siły na nic. Pomogłam jednak przy zrobieniu kolacji, a potem przy przyszykowaniu ciasta. Po zjedzeniu od razu udałam się do spania.

 

Tak wyglądał mój pierwszy dzień. Za dużo by tu opisywać, ale po tym pierwszym dniu już czuję się jak część rodziny i mam nadzieję, że każdy kolejny dzień z nimi będzie taki wspaniały.

 

 

 

 

Więcej relacji tej osoby: