2 miesiące pełne wrażeń

2 miesiące pełne wrażeń

Pisanie tego nie jest łatwe, ale jedynie z dobrego powodu, natomiast tego, że w trakcie mojego pobytu działo się tyle niezwykłych rzeczy.

Już w pierwszy weekend zabrano mnie do parku wodnego. Następnego dnia odwiedziłem Los Angeles ZOO, które jest ogromne. Wracając z moja nową rodziną odwiedziliśmy kultowe miejsce z kanapkami burgerami, znane każdemu w LA.

Szkołę rozpocząłem 21. sierpnia. Polska szkoła i amerykańska szkoła bardzo się różnią. Jedną z największych różnic jest właśnie różnica pomiędzy gimnazjum czy liceum a high school.

Cały kompleks szkolny jest wielki – zadaszony parking przed szkoła da uczniów i nauczycieli, duża hala do koszykówki czy siatkówki, korty tenisowe, boisko do futbolu amerykańskiego i inne, oraz wiele budynków z niezliczoną liczbą klas w środku. Na korytarzach widzę ludzi z każdego kraju na świecie, wyznających niemalże każdą religię i mówiących w różnych językach. Lekcje również wyglądają trochę inaczej.

 

W high school nie ma klas jako grup ludzi, którzy mają ze sobą lekcje przez kilka lat razem. Tutaj każdą lekcję ma się z innymi ludźmi, tylko czasem ma się z kimś dwie wspólne lekcje albo trzy. W drugi weekend po moim przyjeździe były urodziny mojego host-brata, skończył 4 lata. Przy tej okazji poznałem wielu członków rodziny i ich znajomych. Później tego samego dnia organizowany był piknik Rotary nad ocean i brałem udział w wyścigu łódek z kartonu. Niestety nie wygrałem, ale zabawa była przeogormna. Poznałem wtedy wielu ludzi, w tym studentkę wymiany z Brazylii.

 

W następny weekend wylądowałem na pustyni. W najgorętszy dzień było 50 stopni celsjusza, ale nawet to nie potrafiło zrujnować tego wypadu. Jednego dnia wstaliśmy o 5:30 aby pojechać do kanionu i udać się na przepiękny szlak. Momentami było tak wąsko, że musieliśmy używać drabin pozostawionych przez ludzi i przeciskać się między szlakami – było warto, widok zapiera dech w piersiach. W następny weekend pojechałem z moją drugą host-rodziną nad ocean. Niezapomniane przeżycie. Następnego dnia zobaczyłem swój pierwszy w życiu mecz baseballa. Grała w nim moja 10-letnia host-siostra. Zabawy było co niemiara. W następny piątek do niedzieli czas spędziłem w Big Bear na spotkaniu orientacyjnym dla studentów wymiany Rotary, na którym przypomniano nam zasady dotyczące wymiany, powiedziano nam jak przeżyć ją na 100% oraz zapewniono nam mnóstwo zabawy. W ten właśnie weekend poznałem wszystkich studentów wymiany z Kalifornii, Nevady i Utah.

To wszystko i wiele więcej wydarzyło się w pierwszym miesiącu.

Następną sobotę spędziłem w domu Gubernator Dystryktu, gdzie poznałem jej dawnego studenta wymiany z Niemiec, który mieszkał u niej 5 lat temu. W tym samym czasie Los Angeles odwiedził pewien Brazylijczyk – był to chłopak, który mieszkał 5 lat temu z moimi dwoma host-rodzinami, również jako student wymiany. Następnego dnia pojechałem wraz z moim pierwszym host-tatą na mecz futbolu amerykańskiego ligi NFL!

Atmosfera była nieziemska, tym bardziej że mieliśmy bilety w pierwszym rzędzie! Przed przyjazdem do USA nie wiedziałem prawie nic o tym sporcie, ale po trzech godzinach na stadionie opanowałem już większość zasad i reguł tego sportu.

 

3 dni później pojechaliśmy ja  i moja pierwsza host-rodzina na mecz piłki nożnej LAFC. Kolejne wspaniałe przeżycie, którego nikt mi nie odbierze.

W sobotę byłem na kolacji pożegnalnej dla Joela, odwiedzającego Brazylijczyka. Byliśmy wszyscy: moje dwie host-rodziny, ja i kuzyn mojej pierwszej host-mamy z Kolumbii. Moja pierwsza rodzina pochodzi z Kolumbii, więc jest to dla mnie wielka szansa podszlifować mój hiszpański, a druga rodzina to rodzina żydowska, co pozwala mi lepiej poznać kulturę i święta tej religii. Brałem już udział w kolacji szabatowej oraz żydowskim nowym roku. Dzień po tej kolacji wraz z moją pierwszą rodziną pojechaliśmy do Downtown LA aby zobaczyć Grammy Museum. Robi wrażenie i pokazuje jak bardzo amerykańska muzyka łączy się ze sportem. 3. października byłem na gali charytatywnej organizacji NDFY (po przetłumaczeniu skrótu – Nowe Kierunki Dla Młodzieży), która pomaga biednym lub żyjącym w trudnym środowisku nastolatkom wyjść na prostą i zdobyć dobrą edukację. Dzień po gali otrzymałem jedną z największych niespodzianek – bilet na półfinałowy mecz baseballa LA Dodgers.

Pojechałem wraz z kuzynem mojej pierwszej host-mamy i spędziliśmy niesamowite kilka godzin na stadionie. Wielkość samego stadionu jak i sektorów parkingowych jest nieziemska – w Polsce niektóre wsie są mniejsze. Kiedy udało nam się zaparkować i zobaczyłem zawodników na stadionie na własne oczy, serce zaczęło bić coraz szybciej. Atmosfera była jak z kosmosu, a kiedy „nasi” zdobyli home run cały stadion wstał i skakał z radości. 50 tysięcy ludzi poderwało się nagle z siedzeń i radowało się jak dzieci. Widok, którego nie zapomnę.

 

 

Następnego ranka brałem udział w swojej pierwszej akcji z Rotary. Wraz z moją drugą host-mamą przyjechaliśmy do Regionalnego Banku Żywności w LA (LA Regional Food Bank), gdzie sortowaliśmy, nosiliśmy, pakowaliśmy i liczyliśmy żywność. Łącznie udało nam sie zapakować łącznie 10 ton kapusty, czerwonej papryki i gruszek – takiej ilości owoców i warzyw nie widziałem na oczy. Grupa Rotary nie była jedyną pomagającą, w rzeczywistości było tam 6 innych grup, co pokazuje że można działać wspólnie ku jednemu celu, nawet jak się różnimy.

 

W niedzielę, to jest dzień po banku żywności i dwa dni po meczu Dodgersów ja, mój kolumbijski host-tata, brat mojej host-mamy, jej kuzyn i mój 4-letni braciszek poszliśmy do parku obok naszego domu. Później dołączyła do nas moja druga host-rodzina. Organizowany był festyn charytatywny przeciwko białaczce, którego zwieńczeniem był przemarsz z lampionami po kilku głównych ulicach. Lampiony były w trzech kolorach: czerwony – jeśli jesteś zwolennikiem marszu i walki z nowotworem, żółty – jeśli straciłeś kogoś bliskiego z powodu choroby i białym – jeśli wygrałeś walkę z białaczką. Pokazało mi jak dużo jesteśmy w stanie zrobić jeśli działamy razem oraz jak dużym problemem w Stanach jest białaczka oraz inne choroby nowotworowe.

 

 

Wzruszający moment zakończony pokazem fajerwerków. Kolejnego dnia pojechałem z moją drugą rodziną na casting do America’s Got Talent: The Champions, czyli amerykańskiego mam talent, w którym brali udział najlepsi z najlepszych, zwycięzcy i finaliści Mam Talent z USA, Australii, Norwegii i Hiszpanii. Siedzenie na widowni i oglądanie na żywo to było coś wspaniałego. Widziałem na własne oczy jurorów AGT: Simona Cowella, Heidi Klum, Alesha’e Dixon i Howiego Mandela oraz prowadzącego – Terry’ego Crewsa. Siedziałem dosłownie kilka rzędów za nimi – coś wspaniałego.

Nie minęły jeszcze dwa miesiące.

Ludzie pytają mnie czy warto pojechać na wymianę i dlaczego. Kilka odpowiedzi zawartych jest w powyższym tekście, ale nie jestem w stanie opowiedzieć o wszystkim. Jest po prostu za dużo rzeczy, dla których warto pojechać – nauka nowego języka, opanowanie do perfekcji już znanego, poznanie nowych ludzi, kultur, zwyczajów, bycie częścią rodziny, poznanie i zrozumienie realiów innego kraju, stanie się bardziej samodzielnym, radzenie sobie z tęsknotą i czasem samotnością, stanie się doroślejszym i bardziej doświadczonym człowiekiem i wiele innych.

Pozdrowienia z Woodland Hills, Kalifornia

Więcej relacji tej osoby: