Gdy los daje Ci możliwość przeżycia roku w zupełnie innym świecie…

Gdy los daje Ci możliwość przeżycia roku w zupełnie innym świecie…

 

Na miejsce mojej wymiany wybrałam Brazylię, a właściwie to Brazylia wybrała mnie.

 

 

Przypadek sprawił, że trafiłam do dystryktu 4760 w stanie Minas Gerais. Choć zapewne nie jest to  najbardziej znany region w tym kraju to nie mogę narzekać, bo jak się okazało ma sporo ciekawego do zaoferowania.

Mój nowy dom i Rotary Club znajduje się w Abaete, niewielkim miasteczku, o znikomym znaczeniu, ale za to słynącemu z najlepszego karnawału w Minas. Kiedy otrzymałam pierwszego powitalnego maila od mojej przyszłej host family, nie docierało jeszcze do mnie, że zostawiam całe swoje życie w Polsce i wyruszam w nieznane. Gdy po 24 godzinach podróży, 11 sierpnia na lotnisku poznałam ludzi z mojego klubu, rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu. Nie zawsze jest idealnie, ale każdego dnia uświadamiam sobie ile bym straciła nie ryzykując i zostając w domu w Polsce.

 

 

 

 

 

Jak więc wygląda moje życie na drugim końcu świata, gdzie prawdopodobnie nie zapuścił się jeszcze żaden Polak?

Pierwsze tygodnie minęły mi w szalonym tempie i muszę przyznać, że był to chyba najszczęśliwszy  okres mojego życia. Zawsze kochałam podróże, ale wymiana to zupełnie inny poziom poznawania nowych ludzi i kultury. Wszyscy są tutaj bardzo podekscytowani perspektywą jakiegokolwiek obcokrajowca i zazwyczaj bardzo chętni do pomocy. Można powiedzieć, że w pewien sposób od początku poczułam się tu jak w domu. Nic więc dziwnego, że na początku żyłam tu każdą sekundą, maksymalnie wykorzystując 24h na dobę. Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc teraz już po zmianie pierwszej rodziny i zaaklimatyzowaniu się mam więcej czasu dla siebie i zauważam też i wady, które mogą się okazać bardziej przydatne dla osób rozpatrujących Brazylię jako kraj swojej rocznej wymiany.

 

Nowy kraj, nowa rodzina

Od razu zapałałam sympatią do moich pierwszych hostów. Duża zgodna rodzina, rodzice – Arilda i Sergio, oraz siostry – Sarah, Talita i Julia,  oraz nieskończona ilość cioć, wujków, ciotecznych dziadków itd. W ciągu pierwszych tygodni najbardziej bliska była mi najmłodsza siostra, która wkrótce miała wyjechać do USA na swoją wymianę. Gdy żegnałam Julię na lotnisku miałam prawie łzy w oczach, bo w końcu znalazłam moją wymarzoną siostrę. Reszta dziewczyn mieszka w stolicy regionu – Belo Horizonte, a rodzice oprócz podstawowych zwrotów nie mają pojęcia o angielskim, więc jej pomoc w tłumaczeniu okazała się nieoceniona. Bo warto wspomnieć, że przybyłam do Brazylii z właściwie zerową znajomością języka. Okazało się to jednak wystarczające, bo już od pierwszego dnia byłam chwalona za umiejętność posługiwania się tymi kilkoma słowami, których nauczyłam się w Polsce. A potem poszło już z górki, bo Arilda bardzo lubiła ze mną rozmawiać i uczyć mnie nowych słów, tak że dosłownie każdego dnia byłam chwalona za to jak szybko się uczę, za swoją inteligencję, charyzmę i rozmowność. Ogólnie od kiedy jestem w Brazylii usłyszałam więcej komplementów niż przez całe swoje życie, ale Brazylijczycy już tacy są i to w stosunku do każdego.

 

 

 

 

Moja rodzina zawsze była dla mnie ogromnie miła, jednak to nie zmieni faktu, że niektóre rzeczy w ich zachowaniu mnie ogromnie denerwowały. Nigdy nie jedli ze mną posiłków i właściwie nigdy nie gotowali, a sama nie wiedziałam gdzie co jest. W tym upale nie odczuwa się głodu tak jak w u nas, ale jednak bardzo brakowało mi regularnych posiłków w gronie rodziny. Upraszczając oboje pracują w domu, tak, że powinni mieć mnóstwo czasu dla mnie, ale rzeczywistość okazała się trochę inna. Nieraz przegadałam z mamą całą noc, opowiadając jej o sobie wszystko i dzieląc się swoimi problemami a potem ona nie zaglądała do mnie przez 3 dni gdy leżałam w łóżku złożona gorączką. Również ciągłe ich ciągłe spóźnienia, zmiany planów oraz ogólny chaos działał mi na nerwy, tak że w dniu przeprowadzki miałam ich serdecznie dosyć.

Jednak przywiązanie pozostało i cieszę się, że ciągle mam klucze i mogę wpadać ich odwiedzać. Żałuję, że nie wykorzystałam lepiej czasu spędzonego z tą rodziną i unikałam powiedzenia wprost co mi leżało na sercu. Zawsze będę pamiętać te najlepsze momenty, które z nimi spędziłam, szczególnie moje urodziny, gdy pozwolili zaadoptować mi kota. Bardzo się wzruszyłam, bo zrobili to tylko, abym miała jakieś pocieszenie po śmierci mojej kotki, o które dowiedziałam się w pierwszym miesiącu wymiany. Chociaż zawsze byli fanami psów, to zarówno oni jak i ich Golden retriever zakochali się w małym kocurku, którego ochrzciłam imieniem ‘Kochanie’.

 

 

 

 

„Nie boisz się tak nagle iść do szkoły w innym kraju?”

Sprawa mojej szkoły średniej tutaj jest trochę nieprzyjemna i sprawiła mi dużo problemu jeszcze przed wymianą, gdy okazało się, że Rotary Club umieścił mnie w szkole… publicznej. W krajach Ameryki Łacińskiej ten typ szkoły ma bardzo złą opinię i ogólnie zdobycie wyższego wykształcenia po skończeniu takiej placówki jest dla nich właściwie niewyobrażalne. Szczęśliwie okazało się, że moje nowe liceum nie jest miejscem niebezpiecznym, jednak nie powstrzymuje to pytań czemu nie jestem w szkole prywatnej jak wszyscy inni wymieńcy dotychczas. Na początku nie było to dla mnie problemem, ale szybko zauważyłam, że zarówno uczniowe jak i nauczyciele nie mają ABSOLUTNEGO pojęcia co ze mną zrobić. Zazwyczaj są zbyt nieśmiali, żeby ze mną normalnie porozmawiać, również początkowo problemem była bariera językowa. Mam jednak kilku nauczycieli i znajomych , których wygadanie i pozytywne nastawienie jest dla mnie bardzo ważne. Co ciekawe prawie wszyscy to homoseksualiści i absolutnie tego nie ukrywają. Mój ulubiony nauczyciel chemii lubi zboczone żarty, ale jego długich czerwonych tipsów nie powstydziłaby się żadna kobieta.

Niestety muszę przyznać, że nie przepadam za chodzeniem tu do szkoły nie tylko dlatego, że lekcje zaczynają się o 7 rano i nie mają dla mnie żadnej wartości. Nawet gdy chcę to nie mogę robić notatek, bo wszystkie informacje zapisują na tablicy pismem które można chyba określić kursywą… Dosłownie nie ważne jak się staram nie potrafię tego odczytać.  Mój główny problemem jest taki, że chociaż upłynęło już trochę czasu to cały czas większość osób obserwuje mnie jak zwierzę w ZOO, uważając przy tym, żeby za blisko do mnie nie podejść. Chcę jednak spróbować zacząć od nowa i zaproponować poprowadzenie jakiś zajęć albo opowiedzenie trochę o Polsce, aby pokazać, że nie jestem tylko żywym eksponatem, ale normalną osobą i mogę zaoferować coś od siebie i chociaż trochę uczestniczyć w życiu szkoły. Ah i chyba w końcu powinnam zakupić mundurek, żeby nie odróżniać się tak bardzo od wszystkich innych.

 

Wielkomiejska Polka na wsi w centrum niczego…

Muszę być szczera i przyznać, że od początku obawiałam się jak odnajdę się (żarcik, bo tu nie można się zgubić) w miasteczku o populacji niewiele przekraczającej 25 tysięcy. Pod pewnymi względami jest gorzej niż myślałam, ale też nie można odmówić pewnych pozytywów. Każdego dnia po szkole, która kończy się o 11:30 mam mnóstwo czasu i zero pomysłów jak ciekawie spędzić dzień. Tutejsza popularność siłowni nie wynika konkretnie z kultury dbania o zdrowie, bo ludzie chodzą tam głównie dla towarzystwa. Na każdej ulicy znajduje się co najmniej kilka małych barów, gdzie dosłownie można kupić schłodzone piwo i coca-colę. Piwo, szczególnie w małych miejscowościach nie jest postrzegane jako typowy alkohol, ale bardziej jak codzienny orzeźwiający napój. Mimo, że jest znacznie słabsze niż to w Polsce i ludzie piją go mniej, to jednak niezwykle dużo osób się nim upija.

 

 

 

Przez brak możliwości czas wolny najczęściej spędza się tutaj ze znajomymi wspólnie się nudząc i narzekając. Bo większość moich rówieśników bardzo narzeka na to miasteczko jak i ogólnie całą Brazylię, nie mogąc się doczekać momentu kiedy przeniosą się do miejsca z większymi możliwościami. Natomiast weekendy spędza się tutaj na farmach (fazendach), na których też co prawda nie ma zbyt wiele do robienia, ale za to otoczenie jest przepiękne. Życie tutaj nie jest złe, ale trudno przyzwyczaić mi się, że wszyscy się znają i co najgorsze nieustannie plotkują o każdym. Dobre wychowanie nie pozwala im okazywać normalnie niechęci czy unikać niezbyt sympatycznych osób, bo tutaj prędzej czy później się na nie wpadnie. Dlatego też, mam wrażenie, że mało kto ma tu prawdziwych, oddanych przyjaciół a szczerość nie jest tak często spotykana.

 

Nie mogę określić jak bardzo jestem wdzięczna Rotary za tą szansę

Choć jestem pierwszym wymieńcem w moim mieście od dobrych kilku lat, a mój klub nie ma najmniejszego pomysłu co ze mną zrobić poznałam tam wielu ciepłych ludzi. Niemniej szkoda, że klub właściwie się mną nie interesuje, a moje wielokrotne prośby o zorganizowanie lekcji portugalskiego zostały zignorowane. Fajną rzeczą jest, że w moim mieście działa zarówno Rotary Club jak i Casa de Amizade, które chyba można nazwać takim Kołem Gospodyń Wiejskich, bo uczestniczą w tym tylko żony członków RC. W każdy czwartek mamy spotkania, które po kilkudziesięciu minutach formalności przekształcają się we wspólną kolacje, każdego tygodnia przygotowaną przez inną z pań.

Moje 18 urodziny wypadły właśnie w czwartek dlatego po zjedzeniu tortu w domu z rodziną i przyjaciółmi, zostałam wieczorem przywitana kolejnym jeszcze większym ciastem, masą uścisków, życzeń oraz prezentem – ślicznym naszyjnikiem od całego klubu, bo jak mi powiedzieli „na zawsze pozostanę w ich sercu”. Podkreślają, że jestem najlepszym wymieńcem z wszystkich dotychczasowych, bo angażuje się i chce jak najlepiej nauczyć się języka. Dzięki Rotary miałam nawet przyjemność uczestniczyć w paradzie z okazji brazylijskiego święta niepodległości. Wszystkim bardzo zależało, żebym pokazała się w mojej marynarce z napisem „Polonia”, a tamtego dnia zrobiono mi tyle zdjęć, że chyba już się przyzwyczaiłam do światła fleszy 🙂

 

 

 

Osobiście uważam, że moje udzielanie się tutaj jest znikome, chociaż chętnie uczęszczam na wszystkie wydarzenia Rotary, urodziny czy inne imprezy na które mnie tu zapraszają. Tam moje działania ograniczają się jedynie do jedzenia, które zawsze jest pyszne i jest go ogromnie dużo. Tutaj na każdych urodzinach jest masa słodkości ustawionych na specjalnym stole z tortem, gdzie wszyscy robią sobie zdjęcia a po odśpiewaniu „Sto lat” rzucają się na jedzenie zgodnie z zasadą kto pierwszy ten lepszy. Urodziny dzieci są szczególnie strojne cały wystrój jest w jednym wybranym stylu przewodnim i każdy gość otrzymuje specjalną pamiątkę. Choć to zależy od rodziny, to szczególnie w moim mieście ludzie lubią afiszować się swoją zamożnością, wydając na organizację takich imprez po kilkanaście tysięcy złoty i zapraszając setki gości. Można powiedzieć, że kultura wielkiego wiejskiego wesela też tu istnieje, bo słyszałam już o takich na pół tysięcy gości w cenie przekraczającej wszelki rozsądek. Więc w piątek i sobotę wszyscy szaleją, ale niedziela to już dzień dla rodziny, wszystkie sklepy zamknięte, a każdy relaksuje się na swojej farmie.

 

 

Miałam też okazję kilka razy pojechać do stolicy regionu, gdzie odwiedziłam drugą Polką w naszym dystrykcie oraz rodzinę mojej koleżanki. Dzięki nim odwiedziłam Inhotim, absolutnie wyjątkowe miejsce gdzie spotyka się zachwycająca przyroda i sztuka nowoczesna. Spędziłam również niesamowity weekend integracyjny ze studentami z całego świata, którzy ten rok spędzą w naszym regionie.

 

 

Co ciekawe wszyscy bardzo doceniają moje znikome zdolności kulinarne. Próby pierogów podjęłam się raz z bardzo marnym skutkiem, ale za to jabłecznik mojej babci robię regularnie i tak często, że nie wyobrażam już sobie, że kiedykolwiek samej mi jeszcze zasmakuje. Soki czy desery z jabłek są tu zupełnie nieznane, więc podejrzewam, że będę miała okazję spędzić jeszcze setki godzin szykując te polskie specjały. Zwłaszcza, że tu wszyscy dosłownie kochają słodycze, a miesięczne zużycie cukru przez typową rodzinę zawstydziłoby nawet Amerykanów.

 

 

 

Jaka jest więc prawdziwa Brazylia a przede wszystkim Brazylijczycy?

Po tych kliku miesiącach mogę powiedzieć, że pokochałam ten kraj za skrajności. Za to, że na jednym zdjęciu można uchwycić miejsca wyjątkowo brzydkie i absolutnie zachwycające. Za favele tuż obok bogatych apartamentowców. Za spokojny i powolny tryb życia w ciągu dnia i za najbardziej szalone imprezy w nocy. Za przepyszne owoce i mięso oraz wszechobecny ryż i fasolę, do której nigdy się nie przyzwyczaję.  Za ludzi, którzy przyjeli mnie jak dawno nie widzianą córkę i zaakceptowali pomimo moich wielu wad. Za przyjaźnie, które tu nawiązałam i które na zawsze pozostaną w moim sercu. Poznałam tyle wartościowych i wspaniałych ludzi, zarówno osobiście jak i online, że nie pozostaje mi nic innego jak czekać tylko co nowego jeszcze zaoferuje mi ta wymiana.

 

Więcej relacji tej osoby: