3 tygodnie już minęły.. za każdym razem, gdy zdaję sobie z tego sprawę stwierdzam, że czas minął mi tutaj strasznie szybko. Jest to jednak życie wśród zupełnie nowych ludzi i braku monotonii.
Ale do rzeczy.. do Essen w Niemczech przyjechałem autobusem (bo po co płacić za lot jak ma się tak blisko?!) 21 sierpnia w niedzielę o 8:30. 9 godzin w autobusie są jednak wyczerpujące, lecz szczęście, że zaraz spotkam moją nową rodzinę przezwyciężyło zmęczenie. Okazało się, że autokar przyjechał o godzinę za szybko i zamiast oni czekać na mnie to ja czekałem na nich. Na szczęście szybko zostali poinformowani, że przyjadę wcześniej, więc moje oczekiwania w stresie zostały skrócone.
Szybko się dogadałem z rodziną bo i po niemiecku i po angielsku. A włączenie się do wspólnego życia nie było trudne. Moja host-familia nie jest typowo niemiecką. Mój ojciec nazywa się Otto i pochodzi z Kanady, natomiast matka na imię ma Gerlinde i jest Niemką. Mam 4 rodzeństwa ( pomijając Gabriela, który wyjechał do Finlandii) Dorian- 5 lat, Cassandra- 9 lat, Rahel- 11 lat i Zoe- 13 lat. Jest to dla mnie kompletnie nowa sytuacja, gdyż moja prawdziwa siostra jest ode mnie 11 lat starsza i nie mieszka z nami w domu. Z czasem zacząłem się przyzwyczajać do dzieci i braku ciszy w domu ( no dobra mogę się nią cieszyć, gdy śpią J). Ogólnie ujmując mam bardzo ciekawą rodzinę. Jako, że Otto jest Kanadyjczykiem, to do wszystkich domowników mówi po angielsku, i wszyscy odpowiadają po niemiecku ( wyjątkiem jest Gerlinde i jej ojciec, który też z nami mieszka, do nich mówi po niemiecku). Prócz tych mieszkańców w domu mieszkają również 2 psy.
Mieszkam w małym miasteczku (ok. 7 tyś. mieszkańców) o nazwie Raesfeld. Jest ono położone w landzie (coś jak polskie województwo) Nordhrein Westfallen.
Rok szkolny zaczął się 24 sierpnia w środę. Zawsze myślałem, że otwarcie roku szkolnego to ważny dzień, podobnie jak w Polsce, gdzie wszyscy ubierają się elegancko. Niestety byłem w dużym błędzie. Idąc „polskim” tokiem rozumowania ubrałem się „na galowo”. Okazało się, że byłem jedyny, na szczęście miałem świetne wytłumaczenie- chciałem zaprezentować część „Polski” już na starcie.
W szkole spotkałem Sydney z USA, Yuri z Japonii i Fabianę z Peru, tydzień później dołączył do nas Arturo z Meksyku. Jak się okazało do mojej szkoły uczęszcza bardzo dużo osób, które były już gdzieś na wymianie, w tym jeden z moich tutejszych dobrych znajomych Felix, który był na Tajwanie 2 lata temu.
Jak wyglądają zajęcia? Każda lekcja trwa 1 godzinę i 10 minut, między 2 i 3 lekcją jest przerwa 20 minutowa na śniadanie oraz między 4 i 5 przerwa trwająca 50 minut na obiad. W ciągu dnia można mieć maksymalnie 6 lekcji, które kończą się o 16:00. Tutaj można sobie samemu wybrać przedmioty, na które chce się uczęszczać z czego 4 lub 5 są obowiązkowe, na 10 przedmiotów trzeba uczęszczać (jednak można mieć więcej, zależy od ambicji), z czego przynajmniej 2 mają być na rozszerzeniu. Ja wybrałem biologię i geografię. Na lekcjach się nie nudzę, ale jest to bardzo możliwe, że tylko dlatego, że rozumiem co się dzieje.
6 sierpnia we wtorek mieliśmy pierwsze spotkanie Rotary. Wszyscy członkowie klubu przyjęli nas bardzo miło. Trwało ono ok 1,5h. W międzyczasie mieliśmy przedstawić swoje osoby. Wszyscy się z zapałem do tego przygotowywaliśmy, dzięki czemu udało nam się zadziwić całą widownię. Jak się okazało byliśmy pierwszą grupą wymieńców, którzy przedstawili sie wszyscy po niemiecku. W trakcie spotkania wyszło, że nasz dystrykt 1870 jest jednym z bardziej udzielających się dystryktów w Niemczech. Zaoferowano nam również pewnego rodzaju praktyki, oczywiście dla każdego pod jego zainteresowania( nie jest pewne, że je dla nas zorganizują, ale się postarają) ja wybrałem: medycynę sportową, fizjoterapię i medyk wojskowy (będę mógł iść tylko na jedne L).
Po spotkaniu obfitym nie tylko w nowego rodzaju informacje, ale również w niezwykle smaczne posiłki. Nastąpił czas na naukę niemieckiego (mieliśmy zorganizowane zajęcia przez Klub). Naucza nas bardzo miła starowinka, która bardzo dobrze posługuje się niemieckim i angielskim. Ja na tych zajęciach czułem sie jak bym wrócił do podstawówki (gdyż przerabialiśmy podstawy) ale mimo to zawsze jest to możliwość powtórzenia ich, z której chętnie skorzystam.
10-11 sierpnia odbyło sie coś w rodzaju większego spotkania Rotary w miejscowości Metmann, na którym pojawiła się młodzież, która przyjechała z wielu krajów i żyjąca obecnie w dystrykcie 1870 w Niemczech.
Jak się szybko okazało nie jestem tylko jedynym Polakiem w Niemczech, ale także pierwszym Polakiem w tym dystrykcie od 4 lat. (na zdjęciu ja razem z Robinem, który był również Polakiem i działał w Rotex w moim dystrykcie)
Także zostałem miło przyjęty i byłem już znany jeszcze przed spotkaniem. Na samym początku tłumaczone nam były reguły bycia częścią wymiany i został przeprowadzony test znajomości języka niemieckiego. Około połowy wymiany będzie kolejny taki test sprawdzający nasz progres. Po wszystkich formalnościach poszliśmy na basen publiczny, a po pływaniu mieliśmy grilla. Po wszystkim wróciliśmy do ośrodka… cóż ciężko to było nazwać ośrodkiem, gdyż każdy spał w sali gimnastycznej w śpiworach. Przed pójściem spać zorganizowano imprezę wieczorną. Myślę, że każdy się dobrze bawił. Następnego dnia było oficjalne pożegnanie i otrzymaliśmy wraz z pożegnaniem bluzy rotariańskie.
Jeszcze tego samego dnia prócz powrotu do domu my tzn. ja, Sydney, Arturo i Fabiana poszliśmy na coś w rodzaju święta wielu narodów. Mieliśmy się przedstawić przed wszystkimi i zaśpiewać, ale….. zapomniano o nas.
Następnego dnia, 12 września dołączyła do nas dziewczyna z Rosji. Nazywa się Tatiana, okazało się, że nie zna angielskiego, lecz tylko niemiecki. Jestem jedyną osobą z wymiany, która jest w stanie się z nią dogadać, myślę że podołam zadaniu bycia tłumaczem.
Na chwilę obecną ta wymiana zaskakuje mnie za każdym razem. Na szczęście pozytywnie.